wyjeżdżasz
zostawiając po sobie puste łóżko
parę kapci zatrzymanych w biegu w przedpokoju
pełne wyrzutów spojrzenia kotów
zapamiętane słowa gesty spojrzenia
pełne popielniczki
dym
wracasz
rozsypując w całym domu
torby torebki dokumenty klucze
tupot szczęśliwych kocich łap
wyczekiwane słowa gesty spojrzenia
pełne popielniczki
dym
kolekcjonuję
okruchy twojej obecności
jak te ziarna które rzucasz ptakom
żeby wystarczyło na czas głodu
na czas gdy znowu wyjedziesz
zostawiając
dym
odkładam
na później te najcenniejsze
na czas głodu wiecznego
gdy ze mnie
dym
życie daje tak niewiele
czasu na zbieranie
okruchów
Wie. Ona wie.
Niezwyczajnie niespokojna.
Szuka wzrokiem nieistniejącego.
Szuka spokoju i odosobnienia,
o które tak trudno w naszym M.
Myślisz, że Plasterek wie?
Wie. On wie.
Niezwyczajnie osowiały.
Nie szuka miejsca z dala od niej.
Nie szuka spokoju i odosobnienia,
o które tak trudno w naszym M.
Popatrz! Prawie nigdy razem, a teraz…
Choć tyłem, to jednak razem, na jednym łóżku.
I tylko my wiemy, że…
Jej zostało już tylko trzy godziny.
Jemu zostało jej tylko na jeszcze mniej.
Nam została jedynie chwila, by to na zawsze zapamiętać,
nim on pójdzie dalej swoimi kocimi ścieżkami naszego M,
nim ona wkroczy na swoją ostatnią drogę ku niebieskim połoninom.
Myślisz, że ON wie?
Wie. ON zawsze wie.
Teraz będziemy płakać.
Potem będziemy tęsknić.
Zawsze będziemy pamiętać.
Czy zmartwychwstaną koty Misi, najwierniejszej z wiernych, w osiemnastym roku i dniu przedostatnim…
Panie, jeżeli słyszysz,
skoroś to wszystko stworzył
ten wszechświat znakomity,
tę Ziemię pełną stworzeń,
jej noska mokry dotyk,
dziś pytam Cię o jedno:
Czy zmartwychwstaną koty?
Ty wiesz to, wiesz na pewno.
Dzisiaj nam wyrok wydać,
nam dzisiaj być Piłatem.
Czy w bólu ma dożywać,
czy skrócić męki…. Płaczę
i pytam bezustannie,
w gasnące patrząc oczy,
nadziei szukam marnej:
Czy zmartwychwstaną koty?
Za chwilę znów Wielkanoc
Ty z grobu wstaniesz. Znowu.
Nie mógłbyś z nią… tak samo?
Tak wiele z tym zachodu?
Nim jutro rano wstanę,
niech wyśnię sen. Sen o tym
że kotom też jest dane…
Nie zwykłe milczenie bolesne najbardziej lecz takie, co lżeniem, pogardą co najmniej. A kiedy doskwiera, że trudno wytrzymać, to niech je cholera, nie warto się zżymać.
przepytuję spotkanych w sieci uznanych poetów
rozbieram ich wiersze na atomy myśli
w poszukiwaniu choćby echa
z przesłania Pana Cogito
i nie znajduję
niczego
natrafiam gdzieniegdzie na słowa o fundamentalnym znaczeniu
jednak odłączone od sensu przez brak kontekstu
widuję upchane w ciemny kąt mizerne szczątki etyki
napotykam zużyte opakowania po wartościach najważniejszych
wyprzedanych za bezcen
trafiam na spróchniałe kije do ćwiczenia postawy wyprostowanej
łamiące się pod byle naciskiem nachalnej komercji
zmartwychwstałej cenzury
autocenzury
rozpoznaję resztki odwagi które próbowali bezskutecznie
zamienić w Gniew bezsilny jak morze
jednak ni słowa dalej
nie postąpili
dubito ergo peto
dokąd nas prowadzicie pustym słowem
dlaczego popychacie myślą nieobleczoną w znaczenie
dokąd biegniecie drogą tych nieudanych i daremnych prób
ku jakim nieodkrytym brzegom poezji płyniecie
w czasie gdy świat rozpada się w proch
jak zdania na słowa odrębne
jak słowa na litery
jak litery na krople
atramentu
To mój zapis ostatni. Włączyłem odliczanie. Wybaw ich Panie, wybaw. O mnie całkiem zapomnij. Śmierci wszak nie zatrzyma, ni człowiek, ni błaganie do Ciebie, któryś w niebie. Oni całkiem bezbronni.
Oczekują na Słowo, by Słowo było żywe. Nadzieją będzie Słowo. Gdy ciałem Twym się stanie, jak zapisane w Słowie. Twoim Słowie.
Odeszli po kolei: Krzysiek, Janek i Zdzisiek. Ewa, Kazik, stryj Józef, stryj Janek, Kazimiera… Jest Kubuś, Łucja, Pola. Oni wypełnią ciszę. Daj im tylko dorosnąć. Pozwól drogi wybierać.