Stary „Fabryczny” dawno w gruzach.
Jedni żałują, drudzy wcale.
A mnie wciąż wzrusza, wciąż pobudza
do wspomnień lata, gdy w upale
z trzeciego, tego z prawej strony,
wyruszał zwykły, osobowy
i wystukując rytm znajomy
wiózł obiecując piec chlebowy,
znajomą drogę, pyłu pełną,
dom kryty blachą lśniącą w słońcu
tę przystań, tę jedyną pewną,
co na tej drogi stała końcu.
Stary „Fabryczny” dawno w gruzach.
Jedni żałują, drudzy wcale.
Życie mi zeszło na podróżach,
choć nie dotarłem nigdy dalej
niż zasięg kolejowych torów,
bo na Fabrycznym, na peronie,
sygnał czerwony z semaforów
oznajmiał, że to drogi koniec,
a zgięte w górę szyny drwiły
z mych marzeń, żeby dalej ruszyć,
w ten świat, co się wydawał miły,
wart każdej chwili, wart podróży.
Stary „Fabryczny” dawno w gruzach.
Jedni żałują, drudzy wcale.
A mnie ta podróż się wydłuża
i coraz trudniej, coraz dalej.
Kiedy przebiją serce miasta,
puszczą pociągi we wszech strony,
sieć, niczym grzybnia, poprzerasta
podziemia Łodzi z każdej strony.
Choć letnia podróż drąży pamięć,
nie wrócę tamtym osobowym.
Już inny ślepy tor dziś dla mnie.
Inny Fabryczny mi końcowym.
Zdjęcia ilustracyjne z Wikipedia, dozwolony użytek publiczny.
Zdjęcie pierwsze:
Łodzianie podczas ‚Pożegnania z Łodzią Fabryczną”, październik 2011, autor zdjęcia Zorro2212, 15.10.2011 r.,
Zdjęcie drugie:
Dworzec Łódź Fabryczna i w perspektywie EC1 i jeden z elementów Bramy Miasta, ujęcie z góry, autor zdjęcia Zorro2212 2.06.2019 r.,
——————————————————————————–
50 rocznica pożaru łódzkiej katedry. Wybuchł we wtorek, 11 maja 1971, około godziny 18.20. W katedrze odbywało się nabożeństwo majowe
Łódzka katedra w ogniu. Mija 50 lat od tych dramatycznych wydarzeń
Odprawiał je nieżyjący już ks. Piotr Rycerski, wtedy wikary w parafii katedralnej Na nabożeństwie było około stu wiernych.
Nagle usłyszałem szum – wspominał po latach ks. Piotr Rycerski. – Obejrzałem się i zobaczyłem, że ludzie uciekają z ławek do bocznych naw i kierują się do wyjścia. Spojrzałem na sufit, gdzie wisiał wielki żyrandol. Zobaczyłem tam błysk światła…
Ks. Rycerski nie myślał jeszcze wtedy o pożarze. Sądził, że doszło do jakieś spięcia elektrycznego i dlatego ludzie uciekają. Ale po chwili przybiegł do niego kleryk i powiedział, że katedra w płomieniach. Klerykiem tym był ks. Bogumił Walczak, były proboszcz parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Brzezinach, który studiował na trzecim roku. Gdy zobaczył płonącą katedrę szybko tam pobiegł z pomocą.
Ks. Piotr Rycerski wyniósł z kościoła Najświętszy Sakrament, który przeniósł do kaplicy seminaryjnej. Przybiegli inni klerycy, którzy zaczęli ratować naczynia, szaty liturgiczne.
Takiego pożaru jeszcze nie było..
W stronę katedry zaczęły jechać na sygnale wozy strażackie. Zamknięto ulicę Piotrkowską, przestały jeździć tramwaje. Jan Paczuski był w 1971 roku młodym strażakiem. Opowiadał nam, że wtedy istniało coś takiego jak dyżury domowe.
Strażacy dyżurowali w domu i w razie potrzeby przyjeżdżał po nich samochód i zabierał na akcję – wyjaśniał pan Jan. – Ja, jako młody chłopak, mieszkałem wtedy w budynku jednostki przy ul. Rudzkiej. Przyjechał po mnie samochód i razem z dwoma kolegami mieszkającymi w okolicy zabrał nas na ul. Piotrkowską.
Takiego pożaru w Łodzi nie było. Nigdy nie płonął tak wysoki budynek.
Palił się dach – wspominał przed laty pan Jan. – Najważniejszym zadaniem było utrzymanie stumetrowej wieży. Koledzy wchodzili na dach od jej strony i tam lali wodę.
Na tę akcję zjechały wszystkie łódzkie jednostki straży pożarnej, blisko trzydzieści. By zapewnić bezpieczeństwo w mieście, do Łodzi przyjechały jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej z okolicy. Ona miały interweniować, gdyby doszło do innego pożaru w mieście.
Ludzie płakali
Wokół katedry zaczęły się gromadzić tłumy łodzian. Ludzie płakali, byli przerażeni. Jan Paczuski wspominał, że na przeciw katedry stał już wieżowiec, ale nie był wykończony. Nie miał jeszcze okien. Ludzie się tam przedostali i z tego wieżowca obserwowali pożar.
To nie był taki pożar w którym buchały płomienie ognia – opowiadał Jan Paczuski. – Dach był pokryty blachą i paliła się konstrukcja pod nim. Było za to bardzo dużo dymu. I strasznie wysoka temperatura, która topiła blachę.
Jan Paczuski wspominał, że wrócił do domu kiedy już widniało. Jego koledzy pilnowali kościoła jeszcze kilka dni, dogaszali żarzące się belki.
Biskup wrócił z Wrocławia
Kiedy wybuchł pożar w mieście nie było ks. biskupa Józefa Rozwadowskiego, ówczesnego ordynariusz łódzkiego. Przebywał wtedy we Wrocławiu. Na wieść o tym co się stało, ruszył do Łodzi. Proboszczem katedry był wtedy ks. biskup Jan Fondaliński, sufragan łódzki. Był już wtedy bardzo chory, umarł kilka miesięcy później, w sierpniu.
W czasie akcji ratowniczej ucierpiał jeden ze strażaków. Jak donosiły ówczesne gazety, był to 22-letni Mieczysław Bąk. Spadł na niego kawałek rozżarzonego muru. Strażak znalazł się w szpitalu, ale na szczęście nie odniósł poważnych obrażeń. Odwiedził go tam biskup Rozwadowski.
Udało się uratować 100-metrową wieżę katedry, ale straty jakie przyniósł pożar były ogromne. W liście do wiernych, który odczytano w łódzkich kościołach ks. biskup Józef Rozwadowski napisał: Na skutek pożaru, który wybuchł we wtorek 11 maja, katedra nasza uległa potężnemu zniszczeniu. Całkowicie spalił się dach katedry; sklepienie utrzymało się, ale jest również uszkodzone; tynki wewnątrz katedry odpadły na dużych powierzchniach stropu(..)Pożar katedry – to nieszczęście dla całej diecezji. Przecież świątynia katedralna jest matką wszystkich kościołów naszej diecezji, symbolem jedności Ludu Bożego gromadzącego się w chwilach uroczystych wraz ze swymi biskupami i kapłanami.
Telegram kondolencyjny do biskupa łódzkiego przysłał z Krakowa ksiądz kardynał Karol Wojtyła: Jesteśmy głęboko wstrząśnięci wiadomością o zniszczeniach dokonanych w katedrze łódzkiej przez pożar. Wyrażamy naszą solidarność w modlitwie i trosce Arcypasterza.
Ucierpiały organy
Ks. Rycerski wspominał, że po północy, w towarzystwie strażaka, wszedł na chór katedry. To co zobaczył przeraziło go. Uciekający z chóru organista nie zamknął żaluzji chroniących organy. Piszczałki, klawisze organów były zalane błotem, nie nadawały się do użycia. Na drugi dzień udało mu się wejść na strop katedry. Temperatura był tak wielka, że nie pozostał nawet śladu po sygnaturce znajdującej się w wieżyczce, która się zawaliła. A dzwon nie był mały…
Po pożarze niedzielne msze święte odbywały się przy ołtarzu ustawionym na boisku seminaryjnym. W dni powszednie odprawiano je w kaplicy znajdującej się w budynku przy ul.Worcela 5(dziś ks. Skorupki).
W całej Łodzi zaczęto zastanawiać się o przyczynach pożaru. Nie brakowało spiskowych teorii twierdzących, że katedra została podpalona. Pojawiły się informacje, że dzieci mające akurat religię w budynku przy ul. Skorupki 5 tuż przed pożarem, usłyszały wybuch. Potem twierdzono, że doszło do zwarcia instalacji elektrycznej. Jan Paczuski mówił, że jego zdaniem powodem pożaru było zaprószenie ognia. Na dachu katedry trwały prace remontowe. Być może któryś z robotników rzucił niedopałek papierosa, może wystarczyła iskra, która poleciała w czasie spawania, może ktoś nie wyłączył grzałki…Wystarczyła iskierka.
Katedrę udało się wyremontować. Część pieniędzy otrzymano z ubezpieczenia, zbiórki na jej remont przeprowadzano we wszystkich kościołach diecezji łódzkiej. Katedrę na nowo otwarto 16 grudnia 1972 roku.
matkę na ławce w jej cieniu
złotowłosą dziewczynkę z warkoczykami jak postronki
pierwszego papierosa trzymanego ukradkiem
rwany oddech w przerwie boiskowego szaleństwa
Przechadzasz się coraz wolniej
jej otwartym na jutro łukiem
jej półkolistym wczorajszym cieniem
jej tajemnicą skrytą za bluszczem i winoroślą
splątanymi ze sobą na śmierć i życie
Pamiętasz coraz gorzej
zapach świeżych liści wiosną
chłód życzliwego cienia latem
kolory do szkolnego zielnika jesienią
szklistość sopli zwieszających się zimą
Odczytujesz coraz trudniej
wyryte na ławce zatarte inicjały
twarze zaplatane w bluszczu pamięci
łuk pergoli wyrysowany w powietrzu drżącą ręką
zarysy postaci zaklęte w uschniętej winorośli
Odbierasz coraz rzewniej
zapamiętane z zastanym
to okno z obcymi firankami
nieznajome dzieci na placu zabaw
tamto miasto dziewczynę wszystko
jedynie proch wysypujący się na grób matki
znajomy
ciepły
suchy
Na zdjęciu: Tablica na budynku na rogu Miłej i Rzgowskiej w Łodzi. W budynku na rogu Miłej i Rzgowskiej, mieści się Filia nr 7 Miejskiej Biblioteki Publicznej Łódź-Górna, im. Wł. St. Reymonta. Własciwy adres: Rzgowska 33. Korzystałem z niej bardzo często. Fragment zdjęcia pobrano z Google Street View (domena publiczna).
Do ilustracji wykorzystano zdjęcia własne oraz zdjęcia innych autorów:
Sławomira Maciaszczyka (9 kadrów, Łódź, 2018 r.,),
Magdaleny Kais (2 kadry, Łódź, 2018 r.,),
Wykorzystano również jedno zdjęcie, które zostały publicznie udostępnione w Internecie na podstawie: [CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)%5DKuczka
W celu ilustracji wykorzystano zdjęcia własne oraz zdjęcia innych autorów:
Sławomira Maciaszczyka (1 kadr, Łódź, 2018 r.,), za zgoda autora
Magdaleny Kais (2 kadry, Łódź, 2018 r.,), za zgoda autorki.
Ignacy Płażewski, Kino Gdynia przy ulicy Tuwima w Łodzi, I/4715/9 lata 50. i 60. XX w (1 kadr)
HuBar Ulica Moniuszki 8 w Łodzi, 1 maja 2007, plik Kamienica ulica Moniuszki 8 Lodz.jpg znajduje się w Wikimedia Commons – repozytorium wolnych zasobów. (1 kadr)
Jakub Zasina, Pałac Izraela Kalmanowicza Poznańskiego w Łodzi, dziś Muzeum Historii Miasta Łodzi, 27 grudnia 2005, (1 kadr)
By Jakub Zasina [GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html) or CC BY-SA 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)%5D, from Wikimedia Commons
Mietek Ł, Łódź, ul. Radwańska – Dworek, 9 listopada 2011, ( 1 kadr) źródło: https://www.panoramio.com/photo/62102658
Mietek Ł [CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)%5D, via Wikimedia Commons
Patryk Ulica Piotrkowska w Łodzi w listopadzie 2015, 21 listopada 2015, (1 kadr)
By Patryk [CC BY-SA 4.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)%5D, from Wikimedia Commons
Wykorzystano również zdjęcia, które zostały publicznie udostępnione w Internecie na podstawie: [CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)%5D .
Z żałobnej karty łódzkiego kina: Kino „Rekord” Rzgowska 2, przy placu Reymonta – NIECZYNNE Kino „Sfinks” Rzgowska 74 – NIECZYNNE Kino „Roma” Rzgowska 84, róg Broniewskiego – NIECZYNNE Kino „Mewa” Rzgowska 92/94, przy Odyńca – NIECZYNNE
Naprzeciwko cukierni Wasiaka,
W parterowym, przysadzistym domu,
Kino „Sfinks” wywieszało swój plakat.
Na nim film. Dziś nieznany nikomu.
Jak wyjęty z plenerów „Aidy”,
przytulony do starych kamienic,
„Sfinks” przycupnął przy drzwiach. Resztki grzywy
czas mu zmierzwił, przygasił blask źrenic.
A na Rynku Czerwonym, tuż obok,
gdy kwitł handel, tłum ludzi, gwar dzieci.
W kinie „Sfinks”, na premierę filmową,
już za groszy trzydzieści bilety.
Minęliśmy się trochę z nim, w czasie.
My za młodzi, więc jakby spóźnieni.
„Sfinksa” nie ma, ni Żyda w chałacie.
Tego Bóg, choćby zechciał, nie zmieni.
Minęliśmy go w drodze do „Romy”,
Zadyszani, w pośpiechu,, spóźnieni.
Dziś premiera. A tytuł? Znajomy.
Leci „Sfinks”. Tylko inne dziś ceny…
Kino „Sfinks” (również znane pod nazwą „Orion” oraz „Colloseum”), ul. Rzgowska 74 – uruchomione w 1909 roku, w specjalnie na ten cel wybudowanym domu parterowym – NIECZYNNE
Wyszliśmy z „Ptakiem” dziś po południu.
Poszliśmy prosto, Rzgowską, jak jak strzelił.
Minął nas tramwaj potwornie dudniąc.
My zaś nieśpiesznie, z racji niedzieli.
Zwyczajnie. Razem. Rzgowską do kina.
To już tradycja, niemal rytuał.
Nieważne nawet która godzina.
Bez nas nie zaczną. Przez repertuar.
Idziemy młodzi. Pewnie, radośnie.
Młodość nas niesie, wrażeń nie skąpi.
Idziemy prosto. Nie da się prościej.
Prosto do kina. Deszcz już nie siąpi.
„Rekord” nas wita zgarbiony, duszny,
otwartą, cichą, czarną czeluścią.
Wpadamy w środek. Wybór był słuszny.
Żegnamy Rzgowską cichą i pustą.
Chowam w kieszeni bilet przedarty.
Nisko zapadam w „fotel” drewniany.
Znikają w mroku gasnące lampy…
– Hej, operator! Nie śpij! Włączamy!