Las na górkach pachnie
zeszłorocznym pożarem
Trawa na skłonie pachnie
śmiercią usychającej łąki
Z balkonu sąsiada
śmierdzi papierosowy dym
Po stu dwudziestu dwóch dniach wojny
nie chcemy wiedzieć jak pachną
gruzowiska Mariupola
spalone domy w Lisiczańsku
masowe groby pod Buczą
niepochowani w ruinach Azowstalu
Zjawiasz się, niezawodnie.
Nie odliczam chwil
od chwili gdy jesteś do chwili gdy ciebie nie ma.
Zjawiasz się niezawodnie
kiedy tylko na chwilę zwątpię
w twoje istnienie.
Przyjacielu mój.
Smutku.
Zjawiasz się dojmująco.
Nie odliczam chwil
które upływają mi bez ciebie i z tobą.
Zjawiasz się dojmująco
kiedy tylko pomyślę
że życie bez ciebie
jest możliwe.
Przyjacielu mój.
Bólu.
Zjawisz się nieodwołalnie.
Nie ja odliczam chwile jakie pozostały
do dnia twego przyjścia.
Zjawisz się nieodwołalnie
jeśli tylko wpadnę na pomysł,
że można by jeszcze…
Przyjaciółko moja.
Ostatnia.
Jak długo trzeba Obrońcom Ukrainy, w setnym dniu okrutnej wojny.
Pierwszy dzień, drugi. Już tydzień. Miesiąc.
Już trzy miesiące. W krąg gruzowisko.
Sto dni. Rakiety, bomby wciąż lecą,
A oni walczą. Walczą o wszystko.
O swoją wolność, o niepodległość.
O step, nad którym chmary jaskółek.
O miasta, wioski. O dzieci przyszłość.
O każdą cerkiew, dom i przysiółek.
O Ukrainę, która jak matka
Przytula dzieci swoje do siebie,
Której codziennie każdy zaświadcza,
Że odda za nią życie w potrzebie.
Walczą i będą aż do zwycięstwa.
Jak długo trzeba. Choćby dni tysiąc.
Obrońcom matki nie braknie męstwa.
Poeci w wierszach czyny ich spiszą.
A kiedy z hukiem wypędzą wroga,
Kraj odbudują, wspaniały, żyzny.
Wyjdą przed domy, siądą na progach
Wdychać zapachy wolnej ojczyzny.
Była tam jedna Parafraza wiersza/piosenki Agnieszki Osieckiej pt. „Oczy tej małej”
Pan nie uwierzysz, panie starszy,
i wierz mi panie, to nie żarty.
Miłość pan możesz dzisiaj kupić
za modną kurtkę, dobre buty,
a jakby tego było mało
za flakon perfum sprzeda ciało.
Miłość na sprzedaż i do tego,
w alejce centrum handlowego.
Była tam jedna, oczy piękne,
ciało tak młode, jakże chętne
lecz gdyby jednak się zdarzyło
czy to by jeszcze była miłość.
A wiesz pan, panie, w Internetach,
można przebierać tam, w kobietach.
Miłość na jeden klik od ręki,
pozy, pozycje, spazmy, jęki,
a jakby tego było mało
możesz pan w domu mieć ją całą.
Miłość z dowozem, w każdej porze,
w domu, a nie w obskurnej norze.
Chciałem mieć jedną, oczy piękne,
ciało tak młode, jakże chętne
lecz gdyby jednak się zdarzyło
czy to by jeszcze była miłość.
Ty jeszcze nie wiesz, drogi panie.
Przyczyną śmierci zakochanie,
gdy zniewolenie, handel ciałem
i krew, i łzy, i nic nie trwałe,
a jakby tego było mało
w ciemnej otchłani skryta całość.
Nie miłość to, lecz bliżej śmierci
sercu, co strachem zdjęte w piersi.
Była tam jedna, oczy piękne,
ciało tak młode, tak ponętne,
lecz bez jej zgody się zdarzyło.
Śmierć do niej przyszła, a nie miłość.
Posłuchaj pan, panie podróżny,
co się zdarzyło na Próżnej:
Żyła tam Jagna, dobra i czysta,
i chodził do niej Jan kancelista,
akurat to była niedziela,
kręciła się karuzela.
Zabrał tam Jagnę kochanek czuły
i całkiem zmącił jej miły umysł.
Oczy tej małej jak dwa błękity,
myśli tej małej – białe zeszyty.
A on był dla niej jak młody bóg,
żebyż on jeszcze kochać mógł.
A lato, jak bywa w Warszawie,
młodym służyło łaskawie.
On ją zabierał nieraz na lodki,
a ona jego leczyła smutki.
Posłuchaj pan, panie wędrowny:
nastał ten dzień niewymowny,
odszedł bez słowa kochanek podły,
na nic się zdały płacz jej i modły.
Oczy tej małej jak dwa błękity,
myśli tej małej – białe zeszyty.
A on był dla niej jak młody bóg,
żebyż on jeszcze kochać mógł.
Pociągi odchodzą i statki,
ona nie wróci do matki.
Kto by uwierzył w całym Makowie,
że dla niej światem był jeden człowiek.
Przez niego więc siebie zabiła
ta, co z miłości tańczyła.
Bóg jej wybaczył czyny sercowe
i lody podał jej malinowe.
Oczy tej małej jak dwa błękity,
myśli tej małej – białe zeszyty.
A on był dla niej więcej niż Bóg,
żebyż on jeszcze kochać mógł.
Posłuchaj, niewierny kochanku,
co nienawidzisz poranków:
wróci jeszcze do ciebie ta trumna,
gdzie leży twoja kochanka dumna.
Bo taki, co kochać nie umie,
przegra – choć wszystko rozumie.
Bóg cię pokaże swą nieczułością
za to, żeś gardził ludzką miłością.
Oczy tej małej jak dwa błękity,
myśli tej małej – białe zeszyty.
A tyś był dla niej więcej niż Bóg,
pokłoń się do jej martwych nóg.