Rok 2024 – Zapis ostatni

Rok 2024 – Zapis ostatni

To mój zapis ostatni. Włączyłem odliczanie.
Wybaw ich Panie, wybaw. O mnie całkiem zapomnij.
Śmierci wszak nie zatrzyma, ni człowiek, ni błaganie
do Ciebie, któryś w niebie. Oni całkiem bezbronni.

Oczekują na Słowo,
by Słowo było żywe.
Nadzieją będzie Słowo.
Gdy ciałem Twym się stanie,
jak zapisane w Słowie.
Twoim Słowie.

Odeszli po kolei: Krzysiek, Janek i Zdzisiek.
Ewa, Kazik, stryj Józef, stryj Janek, Kazimiera…
Jest Kubuś, Łucja, Pola. Oni wypełnią ciszę.
Daj im tylko dorosnąć. Pozwól drogi wybierać.

Bydgoszcz, 4 marca 2024 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

Na sianokosy

Image by Анатолий Стафичук from Pixabay

Z cyklu: Raj utracony. Łąki nad Narwią.

Na sianokosy

Czerwcowy świt, spoza drzew, spoza drzwi,
jak złodziej patrzył z sieni czy gospodarz śpi.
Wepchnął wiatru wiew, sen z oczu nam zmył,
wygonił nas na łąki. Opar srebrem lśnił.

Wozem drogą jadę, koń parska i grzywą
much stado precz odgania. Woźnica się kiwa.
Kopyta podnoszą kurz spalonej drogi.
Na sianokosy jadę. Bocian w trawie brodzi.

Wstaje nowy dzień, my daleko w drodze.
Słów żadnych nie potrzeba. Popuszczone wodze.
Orczyk stuka w dyszle. Lejce luźno wiszą.
Stopami, co po piachu, wiersze nowe piszę.

Wozem drogą jadę, koń parska chrapami.
Przez pola, lasy, łąki. Woźnica zaspany.
Wozem drabiniastym, co skrzypi i trzeszczy,
na sianokosy jadę. Czy daleko jeszcze?

Wchodząc w lasu czerń, gdzieś na skraju wsi,
Woźnica ściągnął czapkę, uniósł siwe brwi.
Spoglądam i ja. Tam, na prawą stronę.
Pozdrawiam gestem ręki kapliczną Madonnę.

Wozem drogą jadę, koń parska, a grzywa
miarowo w lewo, w prawo. Woźnica przysypia.
Kopyta, do rytmu, stukają w trakt leśny.
Na sianokosy jadę. Na jawie czy we śnie?

Wstaje nowy dzień, a ja ciągle w drodze.
Z dnia na dzień coraz dalej. W samotności brodzę.
Chociaż sił już brak, chociaż droga stroma,
codziennie, wciąż pod górę. Oto droga moja.

Wozem już nie jadę. Na wsi tej nie bywam.
Woźnica w mej pamięci. Pamięci nie zbywa.
Tą piaszczystą drogą i tym traktem leśnym,
na sianokosy chciałbym. Chociaż ten raz jeszcze.

Na sianokosy chciałbym. Gdzie olchy szeleszczą.
Na sianokosy chciałbym. Gdzie Narew i świerszcze.
Na sianokosy chciałbym. Tam jest moje miejsce.
Na sianokosy Panie, zabierz mnie nareszcie.

Bydgoszcz, 30 sierpnia 2015 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

F08052023

Lekcja VII. Gnuśność czyli acedia.

Tyniec na skale

Ilustracja 2. Zespół klasztorny w Tyńcu. Autor zdjęcia: Monika Krzysztofik-Hanarz, Tyniec, 2017 r.[1]

Tyniec

Lekcje Ks. Adama Wolnego.

 ”Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?»Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.[2]
Z Ewangelii św. Mateusza.

 

Acedia

Ilustracja 17

Ilustracja 9. Acedia (Gnuśność vel Lenistwo) – Stół Mądrości[54], albo inaczej Kłamstwo iluzji czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne – fragment tondo okalającego część centralną.
Autor: Hieronymus Jeroen Anthoniszoon van Aken (Hieronim Bosch) lub jego uczeń.
Data powstania: ok. 1515 r., olej na desce, rozmiar, 120×150 cm, Museo Nacional del Prado w Madrycie, Hiszpania.

„Aż do śmierci idź w zapasy o prawdę,
a Pan Bóg będzie walczył o ciebie.
Nie bądź odważny w języku,
a gnuśny i leniwy w swych czynach.[55]
Mądrość Syracha.

 

Lekcja VII. Gnuśność czyli acedia.

Ostatni z grzechów głównych. Czy przez to mniej ważny? Nie, skądże.

Czy może mniej dolegliwy w swych skutkach dla człowieka i jego zbawienia? Oczywiście, że nie. Jak więc jego podstawowa geneza?

Gnuśność człowieka ma swoje podłoże w naturalnym ustroju każdego z nas. Jeśli mamy wszystkiego pod dostatkiem, kiedy nie grozi nam głód, bezdomność, izolacja od świata i ludzi, gdy zaspokajamy swoje potrzeby edukacji i poznawania świata, gdy wszystkie nasze potrzeby znajdują pokrycie w tym, co mamy lub otrzymujemy w wyniku naszych działań, a nawet w podarunku, wtedy skłaniamy się ku temu co naturalne, czyli właśnie do gnuśności. Pomijam tu oczywiście fakt, że każdy z nas, indywidualnie, ma inne określenie dla tego, gdzie jest umiejscowiony jego własny poziom zaspokojenia wszystkich potrzeb. Mówimy więc o relatywnym zaspokojeniu wszystkiego.

Pozornie bowiem, wydaje nam się, że niczego już nie potrzebujemy i każdy nasz dodatkowy wysiłek jest niepotrzebny. Bóg oczekuje jednak od nas znacznie więcej, niż my sami od siebie. Wyposaża każdego z nas w umiejętności czyli talenty i cechy charakteru, które mają nas prowadzić do ich jak najlepszego wykorzystania, choć z tym drugim jest jak widać gorzej, bo pełno w Piśmie Świętym jest odniesień do marnowania swoich talentów przez człowieka.

Oczywiście najbardziej znany fragment, w całości poświecony temu znajdujemy w Ewangelii św. Mateusza:

„Podobnie też [jest] jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek.
Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć.
Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa.
Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana.
Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi.
Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”.
Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!”
Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”.
Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!”
Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał.
Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!”
Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał.
Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność.
Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów.
Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma.
A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.”[56]
Z Ewangelii św. Mateusza.

Przypowieści tej nawet nie trzeba tłumaczyć, gdyż jest zbyt dosłowna, ale dlatego przytoczyłem ją w całości. Marnowanie naszych talentów, to zasadnicza cecha człowieka gnuśnego.Bóg oczekuje również od nas aktywnej miłości. Miłości bliźniego, miłości Boga i miłości dla siebie samego, wyrażonej choćby dbaniem o niemarnowanie otrzymanych talentów, choć to akurat tylko jeden z tysięcy przykładów, wskazujących jak mamy wyrażać miłość do siebie samego. Bóg oczekuje, wręcz wymaga od nas byśmy nie bali się kochać. Oczywiście w jak najszerszym znaczeniu tego słowa. Wszystko zaś dlatego, że jedynie prawdziwa i nieograniczona miłość bliźniego nikogo nie krzywdzi, a jest prostą drogą do zbawienia. Człowiek, który nigdy prawdziwie nie kochał, nie obdarzył nikogo prawdziwą miłością, z powodu tego, że się bał miłość okazać i w miłość zaangażować, czyli z powodu gnuśności, nie zasługuje na uwagę i miłość swego Stwórcy.

Bóg oczekuje od nas nie tylko aktywności w zakresie doczesnym i materialnym. Nie tylko tworzenia dzieł naszego życia, ale również budowania przez nas swojej przyszłości w życiu po śmierci. I do tego najczęściej nawiązuje, kiedy napomina nas o grzechu gnuśności, mówiąc o naszym zaniedbaniu w modlitwie i zabieganiu o nasze zbawienie. Mówi nam o tym tekst Szóstego Listu św. Pawła do Efezjan, gdzie czytamy:

„W końcu bądźcie mocni w Panu – siłą Jego potęgi.
Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła.
Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich.
Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko.
Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju.
W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego.
Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże,
wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych
i za mnie, aby dane mi było słowo, gdy usta moje otworzę, dla jawnego i swobodnego głoszenia tajemnicy Ewangelii, dla której sprawuję poselstwo jako więzień, ażebym jawnie ją wypowiedział, tak jak winienem.”[57]
Z Listu do Efezjan.

Św. Paweł wyraźnie napomina nas byśmy nie zapominali o modlitwie, bo poza życiem zgodnym z przykazaniami, poza życiem spędzonym pożytecznie i godnie, poza dobrymi i sprawiedliwymi uczynkami, drogą do zbawienia jest modlitwa, o której zapominać nie wolno, gdyż tylko ona daje nam siłę do walki ze złem, z naszymi słabościami, z grzechem, który nas od zbawienia odsuwa. Odsuwa w niebyt. Tym zaś, co nas odsuwa od miłości Boga i człowieka oraz od modlitwy do Pana, jest właśnie grzech gnuśności czyli grzech acedii.

Z grzechu acedii rodzi się nuda. Człowiekowi, któremu wydaje sie, że ma już wszystko i o nic już nie musi zabiegać, każda czynność, każde zajecie, którego się podejmuje, wydaje się nudne i bezcelowa. Podobnie jak człowiekowi ogarniętemu depresją. Tyle, że w tym drugim przypadku, człowiek błędnie, bo przez chorobę, postrzega swojej wysiłki jako bezcelowe, niezależnie czy to co posiada zaspokaja jego potrzeby czy nie. Jednak objawy obu stanów są podobne. Człowiek ogarnięty gnuśnością traci zainteresowanie jakimkolwiek zajęciem. Praca nie przynosi satysfakcji, rozrywka tym bardziej. Wypoczynek nie daje odpocząć. Wtedy właśnie zjawia się nuda, a z nią apatia, brak satysfakcji z życia i przeświadczenie o jego zmarnowaniu, a za tym zjawia się chęć ucieczki od otaczającej człowieka rzeczywistości. Tej, która jest, która niczego pasjonującego czy interesującego nie jest w stanie człowiekowi zaoferować. Jedyną nadzieję niesie odkładanie wszystkiego na jutro w nadziei, że „jutro będzie lepiej” i jak zapewne wszyscy się domyślają, jutro jest dokładnie takie samo, jak dzień dzisiejszy. Nic się nie zmienia.

Wszystko dlatego, że człowiek gnuśny nie podejmuje żadnych działań, by się cokolwiek zmieniło. Zarówno w życiu tym przyziemnym, jak i jego życiu duchowym, czyli w tym co go prowadzi do życia wiecznego. Nie podejmuje, bo jest znudzony i apatyczny.

W życiu duchowym osoba dotknięta grzechem acedii ciągle poszukuje nowych wyzwań, by wyrwać się z kręgu, gdzie, jak jej się wydaj tkwi. Z kręgu gdzie wszystko jest już jej znane, znajome, i, z tego powodu, nudne. W swych nieuzasadnionych poszukiwaniach chodzi do coraz to innych kościołów, szuka nowych spowiedników, nowych grup katechetycznych, nowych środowisk. Staje się poszukująca, ale niecierpliwa. W końcu zostaje z niczym, nie znajdując celu swych peregrynacji. Pisze o tym Paolo Scquizzato w swojej książce.[58]

W najgorszym przypadku, w wyniku niepowodzenia swoich poszukiwań wpada w stan zbliżony do depresji, w którym wydaje mu się, że takie życie nie ma dalej żadnego sensu. W najlepszym przypadku, zrywa ze swoim dotychczasowym życiem, symbolicznie „paląc za sobą mosty”. W najgorszym wariancie kończy sam ze sobą, podobnie jak ofiara depresji, której nikt nie pomógł.

Jak więc sobie poradzić z grzechem gnuśności? Kiedy nic już nas nie frapuje. Gdy nic nas nie bawi ani nie zaciekawia. Gdy, z pozoru, wydaje się nam, że mamy wszystko, czego nam do szczęścia potrzeba. Jak zapobiec najgorszemu, które może nas dotknąć?

Trzeba sobie najpierw jasno odpowiedzieć, w czym jest problem. Uświadomienie sobie samemu, że może istnieć pragnienie stale niezaspokojone, warte naszej uwagi i kontynuowania naszego życia w celu jego osiągnięcia już jest pierwszym krokiem do sukcesu. Wiadomo o jakie pragnienie chodzi. Nie każdy jednak przedkłada je nad inne i nie dostrzega go, bo jest przysłonięte pragnieniami doczesnymi.

Następnie należy sobie uświadomić, że naszym powołaniem jest życie tu i teraz. Obojętnie co to w danym monecie oznacza. Życie chwilą, choć z pozoru trochę jakby pozbawione celu, jest w stanie acedii jedynym rozwiązaniem na uśmierzenie niezaspokojonego pragnienia czegoś nowego, przełamującego nudę i pozorny bezsens życia jako takiego.

Kolejnym krokiem jest modlitwa. Nie jakaś specjalna, nie ciągle nowa, wymyślana codziennie dla zaspokojenia potrzeby różnorodności naszej rozmowy z Bogiem, ale ta zwykła, codzienna. Choćby ciągle ta sama, ale systematyczna. W poszukiwaniu wypełnienia dla duchowej pustki należy się bowiem zamknąć w celi swojego umysłu i modlić się w intencji ponownego otrzymania daru, jakim jest cel naszego życia oraz w intencji odbudowania pustki po utraconej duchowości, która nas kiedyś wypełniła. Pustki, której sprawcami jesteśmy sami, bo zaniedbaliśmy się w modlitwie przez skierowanie naszej uwagi na rzeczy doczesne. Sprawy, które nam przesłoniły cel najważniejszy jakim jest dbałość o nasze zbawienie.

Drogą, która nas tam zaprowadzi, jest droga, którą przebyła swego czasu to św. Teresa z Avila[59], doktor Kościoła. Trzeba więc modlić się pozostając w miejscu, gdzie jesteśmy, choćby się nam wydawało, że jest to otchłań albo piekło. Sytuacja bez wyjścia. Trzeba nawiązać modlitewną relację z Bogiem i w tej relacji wytrwać. Trzeba być aktywnym i podejmować działania, jakby w sprzeczności do acedii, która nas ogarnia i która mówi nam by niczego nie czynić.

Jezus wyprowadzony na pustynię przez Ducha Świętego, modlił się i pościł przez czterdzieści dni nie dając przystępu do siebie szatanowi, który go wtedy nachodził i kusił. Czy kilkudniowy post i modlitwa, która by miała nas uchronić od grzechu acedii, to zbyt wielkie poświęcenie? Wobec zobowiązania wobec nas samych, aby samemu troszczyć się o nasze życie doczesne i życie po śmierci, wydaje się poświeceniem niewielkim. Mając na uwadze niezmierzone Boże Miłosierdzie możemy być pewni, że jest to właściwa droga.

Jak pisze w swojej książce Scquizzato: „To człowiek musi zadbać o to, by nadać sobie kształt i formę”[60], i jak dalej pisze, zdając pytanie i odpowiadając na nie: „W jak sposób tej budowy może dokonać? I jeszcze, według jakiego kryterium? Odpowiedź jest jedna i tylko jedna: nie przez troskę o siebie, lecz o drugiego człowieka! Wyrażając dodatkowo modlitwą troskę o drugiego człowieka, tym samym odrzucamy wynikającą z grzechu gnuśności naszą obojętność na Boga, który nam oferuje swoje miłosierdzie. Kierując zaś myśli i nasze wołanie do Boga wyłącznie z troski o nas samych, dochodzimy do niebezpiecznego samouwielbienia określanego w starożytności słowem „tristitia”.”[61]

Pod tym słowem kryje się definicja opisująca uczucie nieznające piękna, uśmiechu i ironii, lekkości, w którym ojcowie Kościoła upatrywali zalążka wszelkiego zła. Przywołam tu słowa samego autora napisane w komentarzu do takiego stanu: „Jeśli człowiek nie jest w przymierzu z Bogiem – z kimś innym od siebie, troszcząc się o niego – grozi mu wewnętrzny zamęt, co z kolei prowadzi do śmierci. Przeciwieństwem acedii – a więc „tristitia” – jest to, co Franciszek nazywał „letitia”. Ta zaś ujawnia się nie wówczas, kiedy „ja” się utwierdza i pęcznieje, ale raczej wtedy, gdy się umniejsza i robi miejsce na odmienność „ty”, a więc Boga.”[62]

Dlatego tak ważne jest patrzenie na otaczający nas świat nie przez pryzmat siebie samego i swoich potrzeb, ale potrzeb innych. By nasze spojrzenie było czyste, pozbawione jakichkolwiek złych intencji. By nasze spojrzenie było odwzorowaniem patrzenia na drugiego człowieka z miłością i miłosierdziem, czyli takim spojrzeniem, jakiego nauczył nas Bóg. Jak bowiem czytamy w Ewangelii św. Mateusza, w tekście dotyczącym ośmiu błogosławieństw, wskazującym jakie przymioty postępowania doprowadzą nas do obiecanej nagrody w postaci życia wiecznego, znajdujemy tam, wśród innych, błogosławieństwo dla ludzi czystego serca, to które mówi, że to oni będą oglądać Boga.

„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.”[63]
Z Ewangelii św. Mateusza.

Dlatego, mimo, że jesteśmy mistrzami „nicnierobienia”, wynajdywania usprawiedliwień dla braku naszej aktywności, dlatego, że jesteśmy w stanie zaangażować wszystkie posiadane siły w to, żeby odwrócić uwagę od samych siebie i naszych braków, trzeba się za siebie wziąć. Choćby paraliżował nas przesadny strach przez potencjalnie piętrzącymi się przed nami przeszkodami, choćby nas trawił, tak jak zwykle, nasz „słomiany zapał” musimy działać. Zmierzyć się ze światem, przerwać krąg niemożności, własnej niechęci, lenistwa, czy oporu. Wyjść poza obrys szyby, która nas od świat oddziela. Zerwać z istniejącym status quo i minimalizmem w naszym myśleniu i postępowaniu. Inaczej grozi nam rozchwianie ciał i ducha i zagubienie na naszej drodze życia, skąd tylko Boże Miłosierdzie będzie nas w stanie skierować na drogę właściwą.

Amen.

Cały tekst suplementu, w postaci SALIGIA Suplement.pdf,  czyli lekcji ks. Adama Wolnego, do pobrania tutaj: SALIGIA Suplement

[1] Publikacja za zgoda autora zdjęcia. https://www.facebook.com/monika.krzysztofikhanarz

[2] Por. (Mt 16,15-18) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1142

[54] Obraz Hieronymusa Jeroena Anthoniszoona van Aken czyli Hieronima Boscha zatytułowany Kłamstwo iluzji, czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne lub Stół Mądrości, tu w całości. Wewnątrz tomiku w całości i w odnośnych fragmentach. Pobrano ze strony: https://en.wikipedia.org/wiki/The_Seven_Deadly_Sins_and_the_Four_Last_Things , a ich umieszczenie w tej publikacji dozwolone jest na podstawie prawa o dozwolonym użytku publicznym (Creative Commons). Stan na dzień 2018.01.02. W innych przypadkach, jak opisano pod daną ilustracją.

[55] Por. (Syr 4,28-29) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s.783.

[56] Por. (Mt 25,14-30) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1152.

[57] Por. (Ef 6,10-20) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1328.

[58] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 296-297.

[59] Święta Teresa z Ávili[a], właściwie Teresa Sánchez de Cepeda y Ahumada (ur. 28 marca 1515 w Gotarrendura (Ávila) w Hiszpanii, zm. 15 października 1582 w Alba de Tormes w Hiszpanii) – hiszpańska mistyczka, karmelitanka, pisarka kontrreformacji i teolog życia kontemplacyjnego. Była również reformatorką zakonu karmelitów i wraz ze Św. Janem od Krzyża jest uważana za założycielkę karmelitów bosych. W roku 1622, 40 lat po śmierci, została kanonizowana przez papieża Grzegorza XV. 27 września 1970 roku papież Pawła VI ogłosił ją doktorem Kościoła nadał jej tytuł „doktora mistycznego”. Jej książki, w tym autobiografia, Księga Życia i jej przełomowe dzieło Twierdza wewnętrzna, są ważną częścią literatury hiszpańskiego Renesansu, jak również mistycyzmu chrześcijańskiego i chrześcijańskiej medytacji, którą opisuje w swym ważnym dziele Droga Doskonałości. Wspomnienie liturgiczne św. Teresy obchodzone jest w dniu 15 października. Za Wikipedia (https://pl.wikipedia.org/wiki/Teresa_z_Avili, dostęp: 2015.12.19)

[60] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 310.

[61] Tamże. s. 310

[62] Tamże. s. 312

[63] Por. (Mt 5,3-10) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1128.

Lekcja VI. Gniew czyli ira.

Tyniec na skale

Ilustracja 2. Zespół klasztorny w Tyńcu. Autor zdjęcia: Monika Krzysztofik-Hanarz, Tyniec, 2017 r.[1]

Tyniec

Lekcje Ks. Adama Wolnego.

 ”Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?»Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.[2]
Z Ewangelii św. Mateusza.

 

Ira

Ilustracja 16

Ilustracja 8. Ira (Gniew) – Stół Mądrości[45], albo inaczej Kłamstwo iluzji czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne – fragment tondo okalającego część centralną.
Autor: Hieronymus Jeroen Anthoniszoon van Aken (Hieronim Bosch) lub jego uczeń,
Data powstania: ok. 1515 r., olej na desce, rozmiar, 120×150 cm, Museo Nacional del Prado w Madrycie, Hiszpania.

„Kto sieje zło, zbiera nieszczęście,
kij jego gniewu przepadnie.”[46]
Księga Przysłów.

 

Lekcja VI. Gniew czyli ira.

Gniew. Czym jest tak naprawdę gniew?

W kategoriach psychologicznych to po prostu nagłe, gwałtowne poruszenie ducha skierowane przeciwko innej osobie, a czasem wobec towarzyszących człowiekowi zwierząt, w skrajnych przypadkach nawet wobec otaczających nas przedmiotów. Krótkotrwały gniew oznacza poddanie się człowieka narastającej w nim wściekłości, która znajduje swoje nagłe ujście pod postacią gniewu. Czasem oznacza to nawet utratę kontroli nad samym sobą aż do skrajności, czyli wyrządzenia komuś krzywdy, w ostateczności nawet zabicia kogoś.

Gniew rodzi się wraz z człowiekiem i z nim umiera. Już każdy osesek jest zły, kiedy karmienie idzie niezgodnie z jego oczekiwaniem. Pożądaniem sytości. Człowiek dorosły znajduje tysiące powodów do wyrażania swojego gniewu. Gniew widać, słychać i czuć. Szczególnie, gdy jesteśmy bezpośrednią ofiarą czyjegoś gniewu. Stopniowanie gniewu od niezadowolenia, zdenerwowania, złości, poprzez gniew, furię i szał pokazuje nam, jak wiele różnych obliczy ma ten grzech, a wymieniłem tylko kilka podstawowych pojęć. Zainteresowanych odsyłam do słownika wyrazów bliskoznacznych lub słownika synonimów. Złość, jako mniej gwałtowna reakcja prowadzi zwykle do poszukiwania wyjścia z sytuacji czy rozwiązania problemu, który ją spowodował. Gniew działa w takim przypadku destrukcyjnie, gdyż stara się całkowicie i bezpowrotnie wyeliminować przyczynę swego powstania.

Gniew, w swej podstawowej postaci jest reakcją nieuświadomioną, nagłą i zwykle niekontrolowaną przez człowieka. Gorzej, kiedy gniew prowadzi do działań przemyślanych, takich jak zemsta czy odwet, albo zaplanowana destrukcja czy szkoda. Zarówno ta materialna jak i niematerialna, jak choćby w przypadku, gdy dochodzi do oczerniania, rzucania kłamliwych oskarżeń i przedstawiania innej osoby w złym świetle, gdy jest ona podmiotem naszego gniewu.

Kiedy dochodzi do gniewu?

Zwykle wtedy, gdy w naszej ocenie, doświadczamy celowej i zaplanowanej niesprawiedliwości, doznajemy szkody moralnej i materialnej, uznajemy, że pogwałcono nasze prawa, jesteśmy świadkami przemocy skierowanej wobec osób, w naszej ocenie słabszych, gdy jesteśmy świadkami znieważania innych osób, które w naszej ocenie jest niesprawiedliwe. I nie jest to katalog zamknięty, a jedynie lekko napoczęty. Takich sytuacji jest o wiele więcej.

Z Pisma Świętego wiemy doskonale, że gniew nie jest również obcy samemu Bogu. Temu który sprawiedliwie wynagradza, ale równie sprawiedliwie karze. Jednak gniew Boga jest inny niż gniew człowieka, gdyż zwykle objawia się wtedy, gdy człowiek, nie przestrzegając przykazań i nauk staje się obiektem kary za grzechy, której, czasami, towarzyszy gniew Boga. Gniew wyrażający sprzeciw dla nieposłuszeństwa człowieka. To jednak zupełnie inny gniew. Wynikający z innych pobudek. To gniew pouczający, nawracający, a nawet, o ironio, gniew miłosierny, gdyż zawracający człowieka z błędnej ścieżki, na którą zboczył na właściwą drogę. Drogę prawdy i drogę zbawienia.

Jeśli czytamy Pismo Święte, choćby Księgę Wyjścia, co i rusz mamy tam do czynienia z nakazami i normami narzucanymi ludziom przez Boga, za których nieprzestrzeganie Bóg zagroził im śmiercią. Żaden grzech nie pozostaje bez kary. Tak się objawia gniew Boga za nieprzestrzeganie jego zasad. Jednak nie jest to gniew niszczący w sensie moralnym, lecz gniew budujący lub odbudowujący ład i porządek rzeczy i świata oraz ludzi w tym otoczeniu. Właśnie w księdze wyjścia poucza o tym Mojżesza sam Bóg mówiąc:

„ «Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność,
zachowujący swą łaskę w tysiączne pokolenia, przebaczający niegodziwość, niewierność, grzech, lecz nie pozostawiający go bez ukarania, ale zsyłający kary za niegodziwość ojców na synów i wnuków aż do trzeciego i czwartego pokolenia».
I natychmiast skłonił się Mojżesz aż do ziemi i oddał pokłon, mówiąc: «Jeśli darzysz mnie życzliwością, Panie, [to proszę], niech pójdzie Pan w pośród nas. Jest to wprawdzie lud o twardym karku, ale przebaczysz winy nasze i grzechy nasze i uczynisz nas swoim dziedzictwem».”[47]
Z Księgi Wyjścia.

Mamy więc tutaj Boga rozgniewanego na człowieka, ale karzącego sprawiedliwie i odpuszczającego grzechy, bo jest miłosierny.

Tymczasem człowiek, który jak widać słabo opanował sztukę miłosierdzia, któremu ciągle jest bliżej do swej afektywnej strony osobowości, postępuje wielokrotnie w gniewie raniąc i krzywdząc innych i zapomina w swym działaniu o przebaczaniu i miłosierdziu. Kolejna cecha z nieskończenie wielu, która odróżnia go od Boga, choć został przez niego stworzony na jego obraz i podobieństwo. Jak widać od podobieństwa daleka jest droga do stania się równym Bogu. Droga niemożliwa do przebycia. Nawet święci Kościoła, którzy jedynie dążyli do miłosnego zjednoczenia z Bogiem drogą samych wyrzeczeń, jak choćby sam Św. Paweł, który mówił w swoim liście do Galatów:

„Tymczasem ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża.
Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.”[48]
Z listu do Galatów

, nawet  oni nigdy nie osiągnęli tego stanu, ba, nawet nigdy  nie oczekiwali, że im się taki stan uda osiągnąć,  gdyż doskonale wiedzieli, że jest on przynależny jedynie Bogu a Bóg jest jeden. Jedyny w swoim rodzaju. Niepowtarzalny i nieograniczony zarówno w swym gniewie jak i miłości i miłosierdziu. I równie niepowtarzalny i nieograniczony jest wtedy, gdy dokonuje oceny naszego postępowania, myślenia i naszej duchowej strony życia.

Bóg jednak napomina człowieka, żeby się starał być Jemu podobny i nie kierował się w swoim życiu gniewem, ale by przebaczał, jak On przebacza i by okazywał miłosierdzie tak jak On okazuje je wszystkim. Choćby w tych słowach zwartych w Ewangelii św. Łukasza, gdzie wyraźnie napomina wszystkich do tego, by być miłosiernym, jeśli samemu się oczekuje Miłosierdzia Bożego:

„Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych.
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.
Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie».”[49]
Z Ewangelii św. Łukasza.

Kiedy więc, tak naprawdę, gniew człowieka staje się grzeszny?

Zapewne wtedy, kiedy coś go odróżnia od słusznego i „dobrego” gniewu, który cechuje postępowanie Boga. Jest takich przypadków nieskończenie wiele, ale powiem tylko o kilku podstawowych.

Po pierwsze wtedy, gdy ma na celu zniszczenie drugiego człowieka w reakcji na dopuszczenie się wobec mnie lub innej osoby jakiejś niesprawiedliwości, niegodziwości czy gwałtu.

Po drugie, gdy ma na celu zniszczenie samego siebie.

Po trzecie, gdy gniew kieruje się wobec Boga, co ma zwykle miejsce wtedy, kiedy Bogu przypisujemy to co nas spotkało, a nie widzimy w tym działania nas samych bądź działania innych osób albo nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, bo wbrew pozorom, Bóg Wszechwiedzący i Wszechmocny nie śledzi każdego kroku i każdego postępku czy myśli człowieka. Nie po to dał mu wolną wolę i swoje przykazania, które mają go chronić przed postępowaniem niewłaściwym.

Jak gniew człowieka najczęściej się objawia?

Wiemy to dokładnie, kiedy podczas każdej mszy odmawiamy słowa: „…, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”

Po pierwsze: Myśl.

Gniew wywodzący się ze złych myśli człowieka jest gniewem podstawowym, gdyż w umyśle rodzi się myśl, a dopiero za nią idzie dopiero postępek. Za wyjątkiem tych sytuacji, gdy człowiek wpada w szał i kieruje nim wtedy zaślepienie i stan nieświadomości lub świadomości znacznie ograniczonej. Niedopuszczanie do siebie „złych” myśli, nie rozwijanie ich, kiedy już wejdą nam do głowy, to jedyna recepta na wewnętrzny, a i w następstwie tego, zewnętrzny spokój człowieka.

Po drugie: Słowo.

Słowo rani czasem bardziej niż uczynek. Nie raz słyszymy to popularne powiedzenie: „Słowo wylatuje z ust ptakiem, a wraca kamieniem” albo, że: „Mowa srebrem płynie a milczenie złotem”. Wszyscy wiemy doskonale, co znaczą te przysłowia czy, jak kto woli, zaczerpnięte z literatury cytaty.

W komentarzu do piątego przykazania, w Ewangelii św. Mateusza znajdujemy tekst, który wyraźnie wskazuje nam, że czyn zbrodni, w ocenie Boga stoi na równi z czynem uczynionym w przypływie gniewu, a uczynionym słowem. Czytamy tam:

„Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi.
A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego.”[50]
Z Ewangelii św. Mateusza.

Bóg, w Księdze Mądrości ostrzega tych, którzy nie bacząc na przykazania używają swojej mowy dla czynienia zła i niesprawiedliwości, mówiąc:

„Mądrość bowiem jest duchem miłującym ludzi,
ale bluźniercy z powodu jego warg nie zostawi bez kary:
ponieważ Bóg świadkiem jego nerek,
prawdziwym stróżem jego serca,
Tym, który słyszy mowę jego języka.
Albowiem Duch Pański wypełnia ziemię,
Ten, który ogarnia wszystko, ma znajomość mowy.
Zatem się nie ukryje, kto mówi niegodziwie,
i nie ominie go karząca sprawiedliwość.
Zamysły bezbożnego zostaną zbadane
i dojdzie do Pana wieść o jego słowach,
dla potępienia jego złych czynów.
Czujne bowiem ucho nasłuchuje wszystkiego
i pomruk szemrania nie pozostanie w ukryciu.
Strzeżcie się więc próżnego szemrania,
powściągajcie język od złej mowy:
bo i skryte słowo nie jest bez następstwa,
a usta kłamliwe zabijają duszę.”[51]
Z Księgi Mądrości.

Czy potrzebne jest inne napomnienie i wskazówka, żeby powstrzymać się od nieopatrznego wyrażania swoich opinii, jeśli nie mamy pewności czy komuś tym nie zaszkodzimy? Chyba nie?

Po trzecie: Czyn.

Jednak nie tylko myślą i słowem grzeszymy w gniewie. Podstawowym objawem tego grzechu jest nasze postępowanie. Gwałtowne i niekontrolowane. Gniew skierowany wobec innego człowieka powodowany chęcią jego unicestwienia czy skrzywdzenia, to gniew powstały w sytuacji, w głowie, ale dziejący się najczęściej poza kontrolą głowy. Po wyładowaniu gniewu człowiek poddany temu grzechowi staje się smutny i upokorzony zarazem. „Dzieje się tak dlatego, że odkrywamy iż jesteśmy słabi, iż staliśmy się ofiarą niekontrolowanej, nieuporządkowanej siły.”[52]

Taki gniew wyraża się także przez czyny skierowane na oślep, gdy w furii zniszczymy, zastępując wyrażenie swego gniewu wobec kogoś, gniewem wobec otaczających nas przedmiotów. Z dwojga złego, ten drugi typ, choć grzeszny, to jednak lepszy, bo rodzący zwykle mniejsze skutki zewnętrzne. Jednak nie zawsze, bo i w takim gniewie można stracić miarę i wyrządzić wielkie szkody.

Są jednak czyny, jak już wcześniej wspomniałem, te które kierujemy przeciw sobie, czyniąc zło sobie samemu. Dochodzi wtedy do swoistej autodestrukcji człowieka, który przez zapalczywość w gniewie nakręca spiralę prowadzącą do autoagresji. Uzewnętrznionej, jak u dzieci, gdy niszczą zabawki czy skrytej, jak również u ludzi, którzy zamykają się w sobie aż do zatracenia, samookaleczenia czy, w skrajności, do samobójstwa. To gniew i rozpacz zarazem i wołanie o pomoc, która jednak nie nadchodzi a którą, jeśli by tylko pomyśleć, można by szukać u innych ludzi a najprędzej u Boga, który jako Miłosierny Samarytanin nie tylko wybacza, ale i leczy. Leczy naszą duszę.

Co ciekawe, największy nasz gniew budzą w nas osoby nam najbliższe i w tym wymiarze sprawdza się powiedzenie, że od miłości do nienawiści droga jest niedaleka.

Jest też gniew skierowany przeciwko Bogu. Gniew zazwyczaj przeniesiony lub wyimaginowany, który objawia się w sytuacji, gdy wydaje nam sie, że Bóg nas nie słucha, nie sprzyja nam. Że zsyła na nas kary i nie dostajemy w życiu żadnej nagrody za postępowanie zgodnie z jego zasadami. Najczęściej gniew ten rodzi się z frustracji, gdy widzimy obok siebie przykład innego człowieka, który, w naszej ocenie, postępuje niegodziwie, a wiedzie mu się w życiu nadspodziewanie dobrze. Podobny wątek porusza w swojej książce Paolo Scquizzato.[53]Zupełnie jakby Bóg miał go swojej szczególnej opiece.

Po czwarte: Zaniechanie.

Zaniechanie praktykowania wiary. Człowiek ogarnięty grzechem gniewu, nie znajdujący rozwiązania problemu w sobie, u otaczających go ludzi oraz w wierze, która dotychczas praktykował, czyli w Bogu, do którego się zwracał, zawiedziony swymi staraniami, nie rozumiejący przyczyny tego swoistego odrzucenia jego próśb, odwraca się od Boga. Taki gniew, kiedy w Bogu upatrujemy źródła naszych niepowodzeń, gniew, który prowadzi nas do przyjęcia postawy obojętności wobec Bożych przykazań i samego Boga czy skrajnie, w postaci wrogości wobec wszystkiego, co do Boga pochodzi i z Bogiem i wiarą ma związek, zakrawa już na bluźnierstwo przeciw Niemu.

Jak więc dostrzegać w sobie wady, które prowadzą nas do grzechu gniewu i chronić się przed nimi?

Po pierwsze należy postrzegać wszystko z należytą rozwagą i wnikliwością, gdyż zbyt powierzchowna ocena prowadzi do oceny wypaczonej, a gdy nasz osąd rzeczy jest powierzchowny jest również pochopny. Prowadzi to do oceny z własnej perspektywy czyli oceny nieprawidłowej. Powoduje to nieuzasadniony wybuch gniewu w sytuacji, gdzie poprawna ocena do tego by nie doprowadziła.

Po drugie gniew, jeśli już występuje, zwykle niedokładnie lub zgoła całkiem niecelnie wskazuje powód swojego wystąpienia. To tylko nam się wydaje, że wiemy, co go spowodowała, gdy tymczasem przyczyna tkwi zwykle głąbiej i jest bardziej złożona. Chociażby gniew w słusznej sprawi wyrażony podczas meczu piłkarskiego w obliczu, niesprawiedliwej, zdaniem publiczności, decyzji arbitra, przeradza się nagle w gniewie przeciwko ludziom obok lub mieniu na stadionie. Jednak jego prawdziwym powodem nie jest zwykle decyzja arbitra lecz nieumiejętność gry wspieranej przez nas drużyny, która w przekroju całego meczu nie potrafiła udowodnić swojej wyższości nad przeciwnikiem. W gniewie tym wracamy do sytuacji z arbitrem, gdy tymczasem jej wpływ na całość meczu był tak naprawdę znikomy. Oczywiście pomijam tu przypadki, gdy działanie arbitra było celowe, zamierzone i tendencyjne, bo i takie sytuacje mają miejsce. Jednak w jednym jak i drugim przypadku reakcja na ich wystąpienie bywa nieproporcjonalna do przyczyny.

Jak więc sobie z gniewem radzić?

Jak na wojnie z przeciwnikiem, którego w bezpośrednim boju nie możemy pokonać. Rozpoznać, oddalić się na bezpieczną odległość, lecz nie uciekać od stawienia mu czoła, przemyśleć dalsze kroki, zastosować broń adekwatną do zagrożenia i pokonać. Tyle, że poszczególne elementy tej całej układanki nie korzystają ani trochę z zapasów broni zmagazynowanej na świecie i taktyki wojennej współczesnego pola walki.

Zacznijmy od rozpoznania. Można to określić jednym zdaniem. Trzeźwy osąd prowadzi to celu. Inaczej rzecz biorąc schłodzenie emocji i popatrzenie na podłoże naszego gniewu chłodno pozwala na właściwą ocenę, To bezpośrednio wiąże się z oddaleniem się od problemu poprzez wstrzymanie się z osądem na jakiś czas. Jednym wystarczy chwila, innym, bardziej zapalczywym, potrzeba całego życia, by wydać osąd ostateczny. Jednak jeśli tylko prowadzi to do powstrzymania gniewu i nie kieruje to zastępczo gniewu na kogoś innego czy samego sobie, to jest to metoda godna polecenia. Po tym czasie oddalenia jednak trzeba się definitywnie z problemem zmierzyć, z chłodną głowa i dystansem, jaki sobie sami ustanowiliśmy. Pozostawienie go jako nierozwiązanego prędzej czy później obróci się przeciwko nam. Nawet w najtrudniejszych sprawach i czynach dokonanie sprawiedliwego osądu rzeczy i zmierzenie się z jego praprzyczyną prowadzi do oczyszczenia. Stanu umysłu i ducha oraz relacji ze światem zewnętrznym, z innym człowiekiem. W konsekwencji zaś relacji z Bogiem, który w każdym z nas, również w człowieku, wobec którego czuliśmy gniew, mieszka Bóg. Kochający i miłosierny. Bóg, który od początku świata uczy nas wybaczania innym. Również grzechu powodującego w nas gniew.

Amen.

Cały tekst suplementu, w postaci SALIGIA Suplement.pdf,  czyli lekcji ks. Adama Wolnego, do pobrania tutaj: SALIGIA Suplement

[1] Publikacja za zgoda autora zdjęcia. https://www.facebook.com/monika.krzysztofikhanarz

[2] Por. (Mt 16,15-18) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1142

 

[45] Obraz Hieronymusa Jeroena Anthoniszoona van Aken czyli Hieronima Boscha zatytułowany Kłamstwo iluzji, czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne lub Stół Mądrości, tu w całości. Wewnątrz tomiku w całości i w odnośnych fragmentach. Pobrano ze strony:https://en.wikipedia.org/wiki/The_Seven_Deadly_Sins_and_the_Four_Last_Things , a ich umieszczenie w tej publikacji dozwolone jest na podstawie prawa o dozwolonym użytku publicznym (Creative Commons). Stan na dzień 2018.01.02. W innych przypadkach, jak opisano pod daną ilustracją.

[46] Por. (Prz 22,8) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s.727.

[47] Por. (Wj 34, 6-9) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 98.

[48] Por. (Ga 2,19-20) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1319.

[49] Por. (Łk 6,35-38) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1188-1189.

[50] Por. (Mt 5,21-22) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1129.

[51] Por. (Mdr 1,6-11) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 761.

[52] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 172.

[53] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 176.

 

Lekcja V. Obżarstwo czyli gula.

Tyniec na skale

Ilustracja 2. Zespół klasztorny w Tyńcu. Autor zdjęcia: Monika Krzysztofik-Hanarz, Tyniec, 2017 r.[1]

Tyniec

Lekcje Ks. Adama Wolnego.

 ”Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?»Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.[2]
Z Ewangelii św. Mateusza.

 

Gula

Ilustracja 15

Ilustracja 7. Gula (Obżarstwo) – Stół Mądrości[34], albo inaczej Kłamstwo iluzji czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne – fragment tondo okalającego część centralną.
Autor: Hieronymus Jeroen Anthoniszoon van Aken (Hieronim Bosch) lub jego uczeń.
Data powstania: ok. 1515 r., olej na desce, rozmiar, 120×150 cm, Museo Nacional del Prado w Madrycie, Hiszpania.

„Z przejedzenia powstaje choroba,
a nieumiarkowanie powoduje rozstrój żołądka.
Z przejedzenia wielu umarło,
ale umiarkowany przedłuży swe życie.”[35]
Mądrość Syracha.

 

Lekcja V. Obżarstwo czyli gula.

Czyż jest winą człowieka, że czuje głód i go zaspokaja? Nie, skądże.

Czyż jest winą człowieka, że czuje pragnienie i je zaspokaja? Nie, skądże.

Skąd więc się wziął grzech łakomstwa lub, jak mówią inni, nieumiarkowania w jedzeniu i piciu, czyli grzech obżarstwa? Czy w ogóle można takiemu zachowaniu przypisać cechy grzechu, skoro samo, u swego zarania, podstawy, ma najniższy instynkt człowieka? Instynkt na równi człowieczy jak i zwierzęcy. Instynkt zaspokojenia głodu i pragnienia. Przecież nawet zwierzęta potrafią zjeść więcej niż potrzebują, by przeżyć, jeśli w jakimś okresie życia trafi im się okres głodu. Kiedy okres głodu się kończy, rzucają się na jedzenie i jedzą ponad miarę. Ponad swoje potrzeby.

Człowiek, już od pierwszej chwili po swych narodzinach dopomina się o pokarm i często zdarza sie, że je łapczywie, nawet ponad miarę swoich potrzeb. Skutki takiego przejedzenia bywają wtedy wiadome. Jednak dziecko, jedząc pokarm z piersi matki nie tylko odżywia się, ale jednocześnie karmi się jej miłością, czułością, ciepłem i opiekuńczością. Wszystko to jednak dzieje się na etapie życia, w którym, podobnie jak u zwierząt przez całe życie, rolę napędzającą takie postępowanie odgrywa instynkt.

Kiedy człowiek spotkał na swej drodze Boga, ten mu oświadczył, że jeśli będzie dochowywał jego przykazań i pójdzie śladem jego nauk, głodu nie zazna, gdyż Bóg zapewni mu jego dostatek. Nie od rzeczy Bóg mówił do Mojżesza:

„Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam więc jego uciemiężenie.
Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód.”[36]
Z Księgi Wyjścia.

Co chciał Bóg przez to powiedzieć?

Zapewne to, że z miłości do człowieka, którego stworzył na swój obraz i swoje podobieństwo, zapewni mu dostatnie życie, mlekiem i miodem płynące. Temu, którego stworzył i wszystkim ludziom, którzy się z niego, z pierwszego człowieka narodzą i od niego pochodzić będą postawił jednak wymaganie szczególne. Wymagał, tylko i aż, aby przestrzegali jego nauk i przykazań. I nauczył ich aby w Modlitwie Pańskiej, odmawianej codziennie, prosili go o ten chleb powszedni, jakby dla przypomnienia, że są syci i nie są spragnieni dzięki jego opiece, a on im obiecuje, że dochowując jego zasad zapewni im w nagrodę „świętej uczty”: „…ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win” (Iz 25,6)[37].

Czytając wprost te słowa widzimy, że ucztowanie, nawet wykwintne, nie było Bogu niemiłe i nie było grzechem samym w sobie. Dopiero nadmierne, przesadne ucztowanie i folgowanie swojemu obżarstwu, takim grzechem było jak najbardziej.

Czy jednak tylko i wyłącznie o grzech polegający na nadmiernym spożywaniu pokarmów i napoi chodzi?

Otóż nie. Trzeba na ten grzech spojrzeć z szerzej perspektywy. Z perspektywy, która, po trosze, wiedzie ścieżką ku grzechowi chciwości, a z drugiej strony ku grzechowi nieczystości, czy jak kto woli rozwiązłości. W przypadku chciwości mówimy tu zarówno o chciwości tej zagarniającej jak najwięcej dla siebie, jak i tej wynikającej z niechęci do dzielenia się tym, co się posiada. Zaś przypadku grzechu nieczystości chodzi o nieumiarkowanie w oddawaniu się cielesnym uciechom. Jednak w jednym i drugim przypadku, co do zasady, chodzi mianowicie o zachłanność w spożywaniu (konsumowaniu) wszystkiego, co stanowi źródło przyjemności i zadowolenia człowieka. Stąd zaś już tylko krok do kolejnego grzechu, który z poczucia sytości, zadowolenia i zaspokojenia potrzeb się wywodzi, czyli do grzechu gnuśności. Tej przyziemnej i tej w relacji człowieka z Bogiem.

Można by rzecz, że grzech nieumiarkowania aż pęka z przejedzenia przez nagromadzenie w sobie relacji do innych grzechów z katalogu siedmiu grzechów głównych. Mamy tu bowiem chciwość i nieczystość i gnuśność, a i gniew wielokrotnie się zdarza, gdyż człowiek dążący do zaspokojenia swych wygórowanych potrzeb, obojętnie w jakiej dziedzinie, walczy o dobra, których nie potrzebuje, uciekając się do gniewu, gdy coś idzie nie po jego myśli. Zupełnie jak wtedy, kiedy będąc oseskiem, wyraża pierwszy raz świadomie swój gniew w odpowiedzi na odstawienie od piersi, która go karmi, w chwili gdy jeszcze czuje głód. Subiektywnie, bo matka karmiąca go dobrze widzi, że już mu się ulewa.

Wróćmy jednak do stołu. Stół, przy którym Jezus spożywał pokarmy wespół z uczniami, nie był li tylko stołem, ale miejscem, gdzie wspólnie przebywali, rozmawiali, gdzie tworzyli więź między sobą. Nie strawa tu była na pierwszym miejscu, ale nieustanne budowanie relacji między nimi. Nadmierne poświęcanie uwagi jedzeniu jako czynności, jedzenie w pośpiechu, jedzenie bez zwracania uwagi na współbiesiadników jest takim samym grzechem jak grzech obżarstwa. Przecinanie więzi w relacji spożywania pokarmu do istoty tego, po co ten pokarm spożywamy i skupienie się wyłącznie na drugorzędnych aspektach jak wykwintność potraw, smaku, ich podania, wyglądu przenosi się od razu na relację człowieka do ludzi, a w konsekwencji również do Boga, z którym te potrawy spożywa.

Już w księdze Mądrości Syracha znajdujemy odpowiedni ustęp, który jednoznacznie mówi jak winien się przy stole zachowywać człowiek roztropny i czym skutkuje nadmierne objadanie się:

„Jakże mało wystarcza człowiekowi dobrze wychowanemu,
na łóżku swym nie będzie ciężko oddychał.
Zdrowy jest sen [człowieka], gdy ma umiarkowanie syty żołądek,
wstaje on wcześnie, jest panem samego siebie.
Udręka bezsenności, bóle żołądka
i kolki w brzuchu – u łakomego człowieka.
A jeśli byłbyś zmuszony do jedzenia,
wstań, zrzuć to na uboczu, a ulżysz sobie.
Słuchaj mnie, synu, i nie gardź mną,
w końcu uznasz słowa moje za słuszne.
We wszystkich czynach swych bądź uważny,
a żadna choroba nie zbliży się do ciebie.”[38]
Mądrość Syracha.

Jest wiele innych biblijnych przykładów wskazujących na postępowanie człowieka, które jest grzeszne grzechem łakomstwa czy obżarstwa. Choćby to pierwsze, podstawowe, gdy Adam zjada owoc z zakazanego drzewa, choć nie był wcale głodny, bo Pan zapewniał mu wszystko, czego potrzebował. Jakiej kary zaznali Adam i Ewa, to wiemy.

Jak pisze ksiądz Janusz Pyda OP w swoim rozważaniu zatytułowanym „Nieumiarkowanie. Zgubne skutki dziury w płocie.”, na temat grzechu obżarstwa, najczęściej wyróżnia tutaj, za św. Tomaszem z Akwinu czy św. Grzegorzem Wielkim, pięć sposobów działania tej wady głównej.[39] Pozwolę sobie przytoczyć te słowa w wielkim skrócie:

Po pierwsze: snobizm podniebienia, czyli podążanie za spożywaniem pożywienia określanego jako wykwintne czy unikatowe.

Po drugie: smakoszostwo, czyli dążenie, by spożywane jedzenie było przyrządzone i za tym, by smakowało idealnie wg przepisu.

Po trzecie: zwykłe obżarstwo czyli spożywanie nadmiernych ilości.

Po czwarte: podjadanie, w tym również folgowanie okazjom do spożywania pokarmów „zastępczo” do prac czy obowiązków, jakie mamy do wykonania.

Po piąte: opychanie się, czyli nakładanie ilości ponad miarę (jedzenie oczami), jedzenie zachłanne i łapczywe.

Każdy z tych punktów łatwo sobie samemu rozwinąć ku lepszej wyobraźni, kiedy i jak grzeszymy podczas spożywania posiłków.

Objawy tego grzechu, wyłącznie w sferze konsumpcji, dosyć łatwo zauważyć samodzielnie i nie potrzeba tutaj pomocy nikogo, poza nami samymi. Potrzebne jest jedynie krytyczne spojrzenie na własne postępowanie i szczera odpowiedź na kilka, może kilkanaście podstawowych pytań o to, jak spożywamy posiłki – zwykle za szybko, w biegu, czasem na stojąco, ile ich jemy – zwykle za dużo, czasem zbyt wykwintnie, o jakich porach – często zbyt późno albo za rzadko, ale dużo, czasem podjadając między posiłkami. Jeśli jeszcze złapiemy się na tym, że jemy w ukryciu przed innymi, to odpowiedź na pytanie, czy mamy problem z grzechem obżarstwa wydaje się oczywista. Również w sytuacji, gdy człowiek odmawia sobie jedzenia, ponad rozsądną miarę, mamy do czynienia z grzechem obżarstwa transponowanym na chorobliwą anoreksję. Wyimaginowany strach przed skutkami spożywania zbyt dużej ilości pokarmu, prowadzi do wynaturzenia postrzegania własnej osoby i chorobliwego ograniczania spożywania pokarmu.

A wystarczy jeść wolniej, dostojniej. Dokładnie przeżuwać. Robić przerwy podczas posiłku i traktować cały posiłek jako coś wyjątkowego. Jako dar, który otrzymaliśmy, a nie zdobycz upolowaną, którą nasza zachłanność każe nam zjeść szybko i w całości, by nikt nam jej nie odebrał. Siedząc przy stole należy nauczyć się również trudnej sztuki odmawiania, kiedy proponują nam kolejną porcję lub dokładkę naszego ulubionego dania. Sama ceremoniał spożywania posiłków też ma wielkie znaczenie. Unikajmy jedzenia z talerzem w ręku, przy stole, na którym panuje bałagan. Sami zresztą znacie te rady najlepiej, bo nasi dziadkowie, czy nasi rodzice, zwykle inaczej traktowali wszystkie rytuały związane ze sporządzaniem i spożywaniem jedzenia. Po części, bo tak zostali wychowania. Może również dlatego, że niektórzy doświadczyli w swym życiu okresu niedostatku jedzenia podczas wojny czy tuż po wojnie.

Jednak, jak mówi przysłowie: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.”[40], przejdźmy więc do słowa, czyli omówienia innych aspektów grzechu obżarstwa. Dla przypomnienia podam tutaj, że to powiedzenie, które wielu błędnie traktuje jako pochodzące z przysłów polskich, pochodzi wprost z Ewangelii, choćby znajdujemy je w Ewangelii św. Mateusza. Jak już wspomniałem można się „obżerać” seksem, można też robić to przez nadmierne, nieuzasadnione gromadzenie doczesnych dóbr materialnych. Jest jednak jeszcze jedna sfera życia człowieka, gdzie nieumiarkowanie w rezultacie prowadzi do grzechu. Mam tu na myśli nieumiarkowanie w modlitwie, poszukiwaniu Boga, relacji z nim tych prawdziwych i tych wyimaginowanych.

Czy w ogóle jest możliwa przesada w modlitwie i szukaniu pocieszenia u stwórcy czy świętych?

Jak najbardziej. Człowiek, który zatracił się w modlitwie modląc się ponad potrzebną miarę, popada w taki dziwny stan odrętwienia, że odcina się od otaczającego go świata i zamiast wzmocnić ducha i ciało, osłabia się w obu tych sferach a im więcej się modli, tym więcej rozczarowań go spotyka, przez co popada w swoistą dezorientację. Nie rozumie dlaczego Bóg nie słucha jego próśb i modlitwy. Tymczasem Bóg, w swej mądrości, nawoływał do rozsądku i umiaru we wszystkim. Również w modlitwie.

Kiedy czytałem pewne opracowania teologiczne, wskazujące jako grzeszne nieumiarkowanie w modlitwie, sam zastanawiałem się, czy w ogóle możliwa jest przesada w modlitwie? Kiedy jednak zagłębiłem się w lekturę tych tekstów uznałem, że raczej nie. Rzecz nie w tym, że się nie za dużo modlimy, a raczej w tym, że się modlimy nieszczerze i bez miłości.

Modlitwa jest jak oddech. Jest jak muzyka, co nam w duszy gra. Jest pragnieniem spotkania z żywym Panem Jezusem. Jest naszą prośbą o wysłuchanie w naszych troskach. Jest rozmową zakochanych w sobie osób. Czy może być ona przesadna? Nie sądzę. Wiem też z doświadczenia, że kiedy mi jej brakuje, popadam w grzech, w gnuśność, lenistwo i zniechęcenie. Spróbujcie nie odzywać się do bliskiej wam osoby przez dzień, tydzień albo rok. Chyba nie muszę Was przekonywać, co się wtedy stanie z waszymi wzajemnymi relacjami, z waszą miłością wzajemną, jeśli takowa była.

W swoim Liście św. Jakub napisał, że:

„Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie.
Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.
Cudzołożnicy, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem? Jeżeli więc ktoś zamierzałby być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga.”[41]
Z Listu Św. Jakuba.

Do grzechu obżarstwa czy łakomstwa zaliczać też będziemy nieumiarkowanie w korzystaniu z wygód życia, wypoczynku i rozrywki. Alkohol i seks wymieniłby tutaj każdy. Ale już nie każdy wskaże na gry komputerowe, hazard, przesiadywanie przed telewizorem czy korzystanie z każdej nadarzającej się okazji do wszelkiej zabawy i uciechy. Bóg nie potępia zabawy, wyrażania radości, czy wcześniej wymienionych uciech. Pod warunkiem umiarkowania w każdej z nich.

Jak pisze w swojej książce Scquizzato: „Łakomstwo, przekraczając granice, przesłania stan człowieka w postaci istoty stworzonej, ukrytą w nim prawdę. Człowiek łakomy nie potrafi smakować. Łapczywie połyka i dla niego wszystko ma ten sam smak. To przekleństwo łakomstwa, które dręczy człowieka, nie znajdując zaspokojenia. Człowiek łakomy to ktoś, kto jest naznaczony głęboką samotnością i smutkiem.”[42]

Specjalnie nawiązałem do tej myśli teraz, pod koniec tego rozważania. Chciałbym w tym miejscu wrócić do podstawowej relacji Bóg – człowiek. Bóg jest w tej relacji tym, który daje, a człowiek tym, który dar bierze. Jeśli darem tym jest pożywienie, spożywa je. I właśnie to, że pożywienie jest darem ma tu znaczenie najważniejsze, bo człowiek obdarowany inaczej ceni to, co otrzymał, niż ten, który sam sobie pożywienie wziął. Bo wiemy już z przytoczonego casusu Adam i Ewy, czym się kończy branie z Pańskiego ogrodu bez zgody Ogrodnika. Co innego, gdy Ogrodnik sam nas obdarowuje. W tym miejscu nawiązujemy do tego, że obdarowany konsumuje tyle, ile otrzymał. Ten, który przysłowiowo „sam bierze ze stołu”, zwykle zjada ponad miarę. I nie ma tu żadnego znaczenia czy mówimy o konsumpcji jako takiej czy konsumpcji dóbr.

Tutaj chciałbym wspomnieć o czymś zasadniczy, do czego doprowadził w dzisiejszym świecie nadmierny konsumpcjonizm, czyli grzech obżarstwa. Mam tutaj na myśli nierównomierny podział dóbr. Wszelakich. Od wody pitnej poczynając, na pokoju, wiedzy czy opiece zdrowotnej kończąc. Bez końca można by wymieniać miliony przykładów, gdzie nadmierna lub niepotrzebna konsumpcja pewnych, niekoniecznie pierwszej potrzeby dóbr przez stosunkowo nielicznych, pozbawia elementarnego dostępu do dóbr podstawowych wielkie rzesze innych. Stąd zaś rodzi się niesprawiedliwość i słuszny gniew. Ten gniew, który nawet samemu Bogu nie jest grzechem.

Dlatego słusznym jest i pożądanym, aby narzucać sobie ograniczenia. Aby pościć, kiedy obowiązuje post. Aby odmawiać sobie konsumpcji dóbr, jakiekolwiek dobra byśmy tu mieli na myśli, jeżeli ta konsumpcja jest zbędna, nadmierna i powodowana jedynie zaspokojeniem nasze przyjemności konsumowania. Nie bez przypadku Jezus pościł czterdzieści dni wskazując nam, że post jest ważnym elementem życia człowieka. To podczas postu, jak pisze w swojej książce Scquizzato: „Za każdym razem, kiedy pościmy, rodzi się w nas pytanie prowadzące do sedna naszego chrześcijańskiego istnienia: człowieku, czym żyjesz?”[43] I za każdym razem odpowiedź będzie taka sama: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.”[44]

Więc nie jest przypadkiem, że dzielimy się tutaj słowem, a ciało nasze pości, by to słowo do naszej głowy łatwiej dotarło.

Amen.

Cały tekst suplementu, w postaci SALIGIA Suplement.pdf,  czyli lekcji ks. Adama Wolnego, do pobrania tutaj: SALIGIA Suplement

 

[1] Publikacja za zgoda autora zdjęcia. https://www.facebook.com/monika.krzysztofikhanarz

[2] Por. (Mt 16,15-18) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1142

 

[34] Obraz Hieronymusa Jeroena Anthoniszoona van Aken czyli Hieronima Boscha zatytułowany Kłamstwo iluzji, czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne lub Stół Mądrości, tu w całości. Wewnątrz tomiku w całości i w odnośnych fragmentach. Pobrano ze strony: https://en.wikipedia.org/wiki/The_Seven_Deadly_Sins_and_the_Four_Last_Things , a ich umieszczenie w tej publikacji dozwolone jest na podstawie prawa o dozwolonym użytku publicznym (Creative Commons). Stan na dzień 2018.01.02. W innych przypadkach, jak opisano pod daną ilustracją.

[35] Por. (Syr 37,30-31) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s.823.

[36] Por. (Wj 3,7-8) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 70.

[37] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 215.

[38] Por. (Syr 31,19-22) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 815-816.

[39] Praca zbiorowa, „Dominikanie o siedmiu grzechach głównych.”, Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2014, s. 88-97

[40] Por. (Mt 4,4) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1127.

[41] Por. (Jk, 4,2-4) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1374.

[42] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 221.

[43] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 228.

[44] Por. (Mt 4,4) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1127.

 

Lekcja IV. Zawiść czyli invidia.

Tyniec na skale

Ilustracja 2. Zespół klasztorny w Tyńcu. Autor zdjęcia: Monika Krzysztofik-Hanarz, Tyniec, 2017 r.[1]

Tyniec

Lekcje Ks. Adama Wolnego.

 ”Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?»Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.[2]
Z Ewangelii św. Mateusza.

 

Invidia

Ilustracja 14

Ilustracja 6. Invidia (Zawiść) – Stół Mądrości[25], albo inaczej Kłamstwo iluzji czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne – fragment tondo okalającego część centralną.
Autor: Hieronymus Jeroen Anthoniszoon van Aken (Hieronim Bosch) lub jego uczeń.
Data powstania: ok. 1515 r., olej na desce, rozmiar, 120×150 cm, Museo Nacional del Prado w Madrycie, Hiszpania.

„Ciągle przecież jeszcze jesteście cieleśni.
Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda,
to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?”[26]
Z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian.

 

Lekcja IV. Zawiść czyli invidia.

Kogokolwiek zapytamy o „zawiść” ten najczęściej widzi w tym pytaniu pytanie o „zazdrość”. Takie jest nasze powszechne postrzeganie tego pojęcia. Jednak przeciętny człowiek, a nawet ten, który praktykuje religię chrześcijańską i na co dzień obcuje ze Słowem Bożym, nie pamięta słów, jakie znajdujemy w Drugim Liście św. Pawła do Koryntian, gdzie pisze on, że: „Jestem o was zazdrosny Boską zazdrością” (2 Kr 11,2)[27], i tymi słowami potwierdza on inne sformułowania o Bogu Zazdrosnym. Czyżby więc grzech zazdrości nie był jednak grzechem, bo skoro sam Bóg bywa zazdrosny, to jakże nam, ludziom opanować takie grzech, któremu nie sprostał nawet Bóg? I kiedy sobie to wszystko przemyślimy dociera do nas ta wątpliwość: O jakiej zazdrości mówi ten Bóg i o czym pisze Św. Paweł w swoim liście?

Człowiek, już u swego zarania, już w swych pierwszych zachowaniach, zgrzeszył tym grzechem, Było to w raju, gdzie Ewa skusiła Adama jabłkiem z drzewa, z którego Bóg zakazał owoce zrywać. Jednak Ewa uległa pokusie węża, gdyż narodził się w niej grzech zazdrości o to, że Bóg może dowolnie cieszyć się owocem swego drzewa, a jej tego zabronił. Tym gestem Ewa, a za nią każdy człowiek, dał wyraz swojemu egoizmowi i zepsuł to, co w Zazdrości Boskiej było dotychczas piękne. Bo Bóg jest zazdrosny o miłość, miłość człowieka do niego, a w tym znaczeniu zazdrość była, jest i zawsze będzie pozytywna.

Zazdrość i rodząca się z niej nienawiść czy tylko zwykły gniew. Potocznie mówi się, że ten kto nie potrafi się gniewać nie potrafi również i prawdziwie kochać. Tam, gdzie nie ma zazdrości o osobę ukochaną, jest obojętność, która jest najgorszym z uczuć, jakie może się nam przytrafić. Gorszym od nienawiści czy złości.

Św. Jan widzi to tak: „Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust.”[28]

Właśnie dlatego nie jest grzechem zazdrość między małżonkami, o ile ta zazdrość jest wyłącznie w wymiarze miłości, którą do siebie wyznają, i która tej miłości oraz ich wzajemnych relacji nie niszczy.

Jednak taka zwykła zazdrość czy zawiść, odnosząca się do naszych codziennych relacji, kiedy zazdrościmy innej osobie tego, co posiada, zarówno w sensie materialnym, jak naukowym czy nawet duchowym, jest grzechem. Grzechem bez wątpienia. Znowu z jednym zastrzeżeniem, a właściwie z dwoma. Po pierwsze nie jest grzechem, gdy ten rodzaj zazdrości prowadzi do uczciwej rywalizacji, a w trakcie niej do doskonalenia siebie samego, do zwiększenia swego stanu posiadania w każdej z omawianych dziedzin. Naukowej, duchowej czy materialnej. Jeśli jednak prowadzi wyłącznie do zatrucia umysłu i ducha czyli serca, taka zazdrość jest grzechem.

W jaki sposób możliwe jest takie sterowanie swoją zazdrością, by prowadziła do działań pożądanych, by nas motywowała pozytywnie, a nie negatywnie?

Do tego wszystkiego potrzebna jest mądrość. Jak pisze w swoim Liście Św. Jakub: „W niedopuszczeniu jej do nas może pomóc rozum i mądrość „zstępująca na nas z góry (…) czysta, dalej skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy” (Jk 3,17).[29]

Tak napisał w swym kazaniu dominikanin Krzysztof Popławski OP. Nasuwa się więc wniosek, że rozumne podejście do naszego życia powinno nas uchronić od grzechu zawiści, czy mówiąc prościej – zazdrości.

Dlaczego zawiść jest tak poważnym grzechem? Zapewne dlatego, że zawsze prowadzi do destrukcji. Człowiek ogarnięty zawiścią, dąży do unicestwienia podmiotu swojej zawiści, czyli zwykle niszczy innego człowieka. Robi tak dlatego, że stale tkwi w smutku ogarniającym go z powodu dobra, jakie spotyka innych, lecz nie jego. To z zawiści bierze się przemoc, a nawet zbrodnia, jak choćby w historii Abla, który ginie z rąk brata, Kaina. Grzech ten w hierarchii grzechów człowieka jest tak poważny i rodzący tak tragiczne następstwa, że pierwsze swe odzwierciedlenie znalazł już w Dekalogu. Jak zapisano w Księdze Wyjścia: „Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego. (Wj 20,17)”[30]

Jeśli przeanalizujemy tylko ten przypadek, widzimy, jak zawiść przerodziła się w nienawiść. Nienawiść tak silną, że nie do opanowania. Nienawiść graniczącą z furią, obłędem, czy zaślepieniem, a w efekcie prowadzącą do zbrodni. Z takimi przejawami nienawiści mamy do czynienia coraz częściej. Coraz częściej bowiem subiektywnie oceniamy, że ktoś, w naszym mniemaniu, niesprawiedliwie, został obdarzony czymś więcej niż my. Zazdroszcząc mu tego przechodzimy do zawiści, a z niej, bywa czasem, że do nienawiści. Nie nakierowanej na to co posiadł, tylko personalnie, na tego, który posiadł obiekt naszego pożądania. Coś, czego nam się nie udało osiągnąć.

Grzech zawiści, czy zazdrości, łączy się nierozerwalnie z dziwnym poczuciem niespełnienia celu. Człowiek ogarnięty zawiścią, nawet jeśli dokona jakiegoś czynu, powodowany tym grzesznym uczuciem, nie doznaje żadnej satysfakcji z tego, co zrobił. Nie doświadcza zadowolenia. Smutek dopada bowiem tego, kto zło czyni, a także tego, który zła zaznaje, Bo jest więcej niż pewne, że jest lub będzie smutny z powodu tego, co się stało. Między tymi dwiema osobami rodzi się wtedy wrogość.

Myśląc o pogardzie trzeba tu przyjąć specyficzny punkt widzenia. Otóż w człowieku zawistnym, w sytuacji, kiedy deprecjonuje to, co osiągnął ktoś inny, a czego jemu samemu się nie udało, rodzi się skłonność do deprecjonowania osiągnięć tego drugiego. W tym sensie jawnie bądź skrycie wyraża on swoim zachowaniem pogardę dla tego, co posiadł inny, dla jego umiejętności czy jego sukcesów, wskazując albo na ich wątpliwy charakter, albo na niepewne pochodzenie, albo jedno i drugie zarazem, często też jako zrządzenie losu czy przypadek, a nie wynik celowych i zaplanowanych działań tego, który sukces czy dobro osiągnął. Rodzi się więc pogarda, która zaraz potem rodzi w sercu zawistnika gorycz, bo uświadamia mu, że jego działania są na nic. Wtedy zawiść zmusza go działania, aby ten, który coś posiadł, zaraz to utracił. Skoro ja nie mam, on też niech tego nie ma.

Takie zachowanie jest już charakterystyczne dla wieku dziecięcego, kiedy dzieci wyrywają sobie nawzajem upatrzoną zabawkę, na przykład samochodzik, choć dokładnie taki sam stoi obok na podłodze. Jednak pragnienie zagarnięcia wyłącznie dla siebie i właśnie dokładnie tego autka, które trzyma w ręce inne dziecko, jest silniejsze. Silne, bo pochodzące jeszcze z wieku niemowlęcego, kiedy dla życia i rozwoju dziecko zagarnia na swoją wyłączność pierś matki. Tę tak zwaną „dobrą pierś” i płacze kiedy jest od niej odstawione, widząc wtedy w niej tę tak zwaną „złą pierś”. Porusza ten aspekt Enrica Fusaro w swoim komentarzu do rozdziału o zawiści, w książce Paolo Scquizatto, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.”[31]

Zapewne znają państwo wiele dzieł literackich jak i obrazów, fresków, grafik czy rzeźb obrazujących wyobrażenia ich autorów o Siedmiu Grzechach Głównych, Niebie i Piekle, Czyśćcu, Sądzie Ostatecznym. Pięknych, a niekiedy przerażających lub niezwykłych. Jak choćby dzieła Albrechta Dürera, Dantego, Leonardo Da Vinci czy Hieronima Boscha.

Przywołajmy choćby obraz „Siedem grzechów głównych” Hieronima Boscha. Co tam widzimy?

Na tym obrazie widzimy kilka postaci. Jest tam człowiek zazdrośnie patrzący na właściciela straganu i jego piękną żonę. Jest młoda kobieta zazdrośnie spoglądająca na piękny strój i biżuterię żony straganiarza i jego córki. Może też zazdroszcząca urody tej młodszej. Jednak u ich stóp kręcą się dwa psy. I również one nie są wolne od uczucia zawiści, bo walczą zawzięcie o jedyną kość, jaka im się przytrafiła. Bosch wyraźnie nam tutaj wskazuje, że grzech zazdrości i rodzącej się stąd zawiści, agresji, wrogości czy tylko niechęci towarzyszy na równi ludziom i zwierzętom. Jest bowiem grzechem powszechnym wynikającym z najniższych instynktów.

Nawet z tego obrazu płynie do nas przekaz, że nienawiść czy zawiść, czy też zazdrość, jak chciałby ktoś inny, nie przynosi nikomu żadnej korzyści, a już najmniejszą temu, kto ulega temu grzechowi.

Jak więc sobie radzić z grzechem zawiści?

Po pierwsze przestrzegając zawartego w Dekalogu prawa, które wprost mówi czego nie należy pożądać.

Po drugie nie rozbudzać w sobie skłonności do nienawiści, wprowadzając samemu sobie ograniczenia co do tego, co chcemy posiąść, a co tak naprawdę jesteśmy w stanie posiąść, gdyż to właśnie ta rozbieżność budzi w nas skłonność do zawiści, jeśli pozostaje niezapełniona. A im ta rozbieżność jest większa, tym nienawiść staje się większa.

Po trzecie, nierozerwalnie powiązane z poprzednim, to określenie samego siebie, swoich możliwości i związanych z możliwościami realnych ambicji. Nie będąc wytrenowanym sportowcem, nie przebiegnę stu metrów w rekordowym czasie. I choćby z tego powodu nie zazdroszczę rekordzistom na sto metrów, że osiągają takie wyniki. Bo znam swoje miejsce i możliwości. Tu i teraz wiem kim jestem.

Po czwarte, należy w sobie wyrobić uznanie dla tego, co osiągnęli inni jako widoczny wyraz ich wysiłków, czasem również jako wyraz przychylności Bożej.

Po piąte, trzeba cenić co się posiada jako dar. I trzeba się tymi darami dzielić z innymi.

Ciekawie pisze o tym w swojej książce Scquizatto:

„W Biblii dobra są darem Bożym, które bardziej niż pragnąć trzeba przyjmować z wdzięcznością, z dziękczynieniem i dzielić się nimi w poczuciu odpowiedzialności i sprawiedliwości. Zawłaszczanie i pragnienie tego, co podarowane, stanowi logiczną i ontologiczną sprzeczność. Daru, z samej definicji, nie można posiąść, gdyż nie pochodzi on od „ja” lecz przychodzi do „ja” (nadejście) i jako taki może być jedynie przyjętym w drodze wdzięczności i sprawiedliwości. W ujęciu biblijnym sprawiedliwość oznacza oddanie tego, co się otrzymało, co zostało podarowane.”[32]

Jak pisze dalej, na następnej stronie Scquizatto: „… zawiść rodzi się w sercu, które nie czuje, że jest dzieckiem Boga. Jeśli z czasem, śmiertelne zranienie, jakim jest grzech, się zagoi, może dojść nawet do uzdrowienia, a człowiek skoncentruje się w pełni na swoim powołaniu, osiągając jednocześnie (…) to, czego serce pragnęło.”[33]

I tutaj dochodzimy do najważniejszego, Do tego, że lekarstwem na grzech zawiści i brak ukojenia rozbuchanych ambicji posiadania jest osiągniecie stanu równowagi między tym, co umiemy, potrafimy i jesteśmy w stanie zrobić lub posiąść, a tym, co chcielibyśmy mieć, umieć i posiadać. Dopiero taki stan pozwoli nam dostrzec drogę, którą, wykorzystując najlepiej to, co posiadamy, powinniśmy pójść i kroczyć nią ku swemu zadowoleniu oraz radości naszych bliskich, znajomych, przyjaciół, a przede wszystkim radości Boga.

Amen.

Cały tekst suplementu, w postaci SALIGIA Suplement.pdf,  czyli lekcji ks. Adama Wolnego, do pobrania tutaj: SALIGIA Suplement

 

[1] Publikacja za zgoda autora zdjęcia. https://www.facebook.com/monika.krzysztofikhanarz

[2] Por. (Mt 16,15-18) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1142

[25] Obraz Hieronymusa Jeroena Anthoniszoona van Aken czyli Hieronima Boscha zatytułowany Kłamstwo iluzji, czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne lub Stół Mądrości, tu w całości. Wewnątrz tomiku w całości i w odnośnych fragmentach. Pobrano ze strony: https://en.wikipedia.org/wiki/The_Seven_Deadly_Sins_and_the_Four_Last_Things , a ich umieszczenie w tej publikacji dozwolone jest na podstawie prawa o dozwolonym użytku publicznym (Creative Commons). Stan na dzień 2018.01.02. W innych przypadkach, jak opisano pod daną ilustracją.

[26] Por. (1 Kor 3,3) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s.553-554.

[27] Praca zbiorowa, „Dominikanie o siedmiu grzechach głównych.”, Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2014, s. 71.

[28] Por. (Ap 3,15-16) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1400.

[29] Praca zbiorowa, „Dominikanie o siedmiu grzechach głównych.”, Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2014, s. 76.

[30] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 264.

[31] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 274-276.

[32] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 267-277.

[33] Tamże, s. 268.

Lekcja III. Pożądliwość czyli luxuria.

Tyniec na skale

Ilustracja 2. Zespół klasztorny w Tyńcu. Autor zdjęcia: Monika Krzysztofik-Hanarz, Tyniec, 2017 r.[1]

Tyniec

Lekcje Ks. Adama Wolnego.

 ”Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?»Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.[2]
Z Ewangelii św. Mateusza.

 

Luxuria

Ilustracja 13

Ilustracja 5. Luxuria (Pożądliwość) – Stół Mądrości[17], albo inaczej Kłamstwo iluzji czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne – fragment tondo okalającego część centralną.
Autor: Hieronymus Jeroen Anthoniszoon van Aken (Hieronim Bosch) lub jego uczeń,
Data powstania: ok. 1515 r., olej na desce, rozmiar, 120×150 cm, Museo Nacional del Prado w Madrycie, Hiszpania.

„Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi.
Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi.
To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci.
Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech,
a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć.”[18]
Z Listu św. Jakuba.

 

Lekcja III. Pożądliwość czyli luxuria.

W średniowiecznej klasyfikacji siedmiu grzechów głównych grzech ten nazywany był grzechem pożądliwości (luxuria). Jakże daleko temu pojęciu do tego, co pod pojęciem pożądliwości rozumiemy dzisiaj.

Współczesne pojęcie pożądliwości sprowadza się bowiem prawie wyłącznie do sfery seksualności istoty ludzkiej oraz do tego, co w tej seksualności wydaje się być niewłaściwe, zabronione, potępiane czy choćby odrzucane moralną oceną otoczenia. Już nawet uczniowie Jezusa mieli problem z nazwaniem rzeczy po imieniu, co znajdujemy w Ewangelii św. Mateusza:

„To i wy jeszcze niepojętni jesteście?
Nie rozumiecie, że wszystko, co wchodzi do ust, do żołądka idzie i wydala się na zewnątrz.
Lecz to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym.
Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa.
To właśnie czyni człowieka nieczystym. To zaś, że się je nie umytymi rękami, nie czyni człowieka nieczystym.”[19]
Z Ewangelii św. Mateusza.

Współcześnie, nieczystość rozumiana jest prawie wyłącznie jako grzeszna pożądliwość. To wielkie i nieuprawnione uproszczenie. Zanim do tego przejdę zatrzymam się nad tym, co współczesne, ale i bardziej proste zarazem. Nad nieczystością, tą powodowaną naszą seksualnością.

Czy Bóg potępia seksualność człowieka? Odpowiedź brzmi: Nie. Czy Bóg potępia jakiekolwiek, nawet najbardziej śmiałe zachowania seksualne obdarzających się wzajemnie uczuciem, dwojga ludzi, kobiety i mężczyzny? Odpowiedź brzmi: Nie. Seksualność człowieka jest bowiem, tak jak wszystko z czego się człowiek składa, elementem postaci ludzkiej stworzonym przez Boga. Została stworzona po to, by człowiek obdarzał nią drugiego człowieka, czerpiąc przy tym przyjemność z samego aktu oraz z możliwości dzielenia się tym z drugą osobą. Dlatego seksualność jak i towarzysząca temu przyjemność i zadowolenie nie jest Bogu niemiła ani nie jest grzechem samym w sobie.

Zapytacie więc, kiedy seksualność jest grzechem? Otóż dopiero wtedy jest grzechem, kiedy towarzysząca jej pożądliwość kieruje zachowaniami człowieka wyłącznie dla zaspokajania przyjemności. Wtedy bowiem pojawia się pożądliwość rozumiana jako nieczystość czyli grzech. Jak pisze w swej książce Paolo Scquizatto:

„…możemy zdefiniować nieczystość jako nieuporządkowane poszukiwanie przyjemności seksualnej, wówczas kiedy odłączona jest ona od właściwego jej wymiaru daru i wzajemności, kiedy koncentruje się przede wszystkim na pragnieniu posiadania.”[20]

Jeśli w jedności seksualnej z innym człowiekiem nie szukamy z nim więzi, nie dajemy ani nie doświadczamy daru osoby dla osoby i nie przeżywamy z drugą osobą jedności, to któreś z nas ulega w takim związku zniewoleniu. Taki akt nie prowadzi do zaspokojenia naszej naturalnej potrzeby szczęścia. Jest wyłącznie aktem zaspokojenia naszej przyjemności umiejscowionej w ośrodkach i organach, które ją nam dostarczają. W genitaliach naturalnie nakierowanych na odczuwanie seksualnej przyjemności na najniższym poziomie. W kończynach, głównie rękach, które pożądliwość nakierowuje na sięganie, dotykanie, i zagarnianie do siebie dla sprawienia sobie samemu największej przyjemności. W oczach nakierowanych na wypatrywanie i oglądanie obiektów pożądania. W uszach nastawionych na nasłuchiwanie dźwięków rozkoszy oraz słów miłych i przyjemnych. W nozdrzach pożądających woni pięknych i upajających. W ustach spragnionych najlepszych pokarmów i napojów o wysublimowanych smakach. Przyjemności, która w postaci bodźców nerwowych dociera do naszego mózgu i zaspokaja nasze pragnienia zlokalizowane w ośrodku przyjemności. Paolo Scquizatto napisał bowiem, że:

„Kiedy akt seksualny przeżywany jest jako rozkosz ukierunkowana na samego siebie, paradoksalnie nie osiąga się wówczas pożądanej przyjemności. Nie odczuwa się szczęścia, a raczej poczucie niepowodzenia i przygnębienia.”[21]

W dzisiejszym świecie, gdzie powszechnym jest oczekiwanie natychmiastowego rezultatu naszych działań, oczekiwanie nagrody za nasz jakikolwiek, nawet marny wysiłek, nastąpiło oddzielenie aktu seksualnego rozumianego jako jedność miłości i seksualności od przyjemności temu towarzyszącej. Wszechobecność i łatwość dostępu do treści erotycznych, prezentacji aktów seksualnych oderwanych od tego, co powinno leżeć u podstaw aktu seksualnego dwojga osób, czyli w oderwaniu od miłości, powoduje zwiększoną podatność i uleganie grzechowi rozwiązłości wynikającemu z pożądliwości właśnie. Stąd tak wielka liczba praktyk wyczerpujących znamiona grzechu nieczystości takich jak masturbacja, perwersyjne zachowania seksualne, a nawet seks przedmałżeński. Wszystko te poszukiwania przyjemności w oderwaniu od uczuciowości prowadzą do tego, że perwersyjne myśli i zachowania panują nad człowiekiem i jego życiem.

Jak więc zamienić nasze zachowania tak, żeby kochać, uprawić seks i czerpać z tego należną nam i przypisaną stworzeniem przyjemność, a nie popadać zarazem w grzech pożądliwości, nieczystości? Jak wyjść z sytuacji, gdy już się w takim grzechu tkwi?

Odpowiedź jest prosta i trudna zrazem. Już samo uświadomienie sobie własnej grzeszności jest sukcesem. Wielu bowiem, idąc za lotnym dzisiaj hasłami „Róbcie, co chcecie”, „Robię to, co podpowiadają mi inni”, czy tych wyznających zasadę, że „To ja decyduję, co zrobię ze swoim ciałem i do czego mojego ciała używam”, nie uważa za grzech praktyk prowadzących do odczuwania wyłącznie przyjemności w oderwaniu od uczuć. Na drugim biegunie tych postaw są ci, którzy z nadmiernym rygoryzmem patrzą na swoje zachowania i w każdym swoim uczynku w sferze seksualności dopatrują się swojego grzechu, bo ciągle im w uszach gdzieś tkwi zdanie z Ewangelii Św. Mateusza: „Kto pożądliwie patrzył na kobietę, już się dopuścił z nią cudzołóstwa”.[22]

Aby znaleźć w tym wszystkim pomoc i właściwy wymiar naszych trosk i uczynków, najwłaściwsze jest skorzystanie z pomocy dobrego spowiednika. Jeśli bowiem będzie dobry, a więc mądry zarazem, to wskaże nam nasze błędy i drogę, i nie dotknie naszej godności niepotrzebnymi pytaniami o szczegóły naszego grzesznego postępowania. Jeśli jednak będzie inaczej, to czy jedynym wyjściem będzie odejście od konfesjonału w poszukiwaniu innego spowiednika? Tego właściwego?

Odpowiedź na to pytanie brzmi: NIE.

Zapytacie zapewne: Dlaczego nie? Dlaczego mamy wysłuchiwać połajania ze strony księdza, spowiednika?

Odpowiedź na taką wątpliwość zawiera się w odpowiedzi na podstawowe pytania, które sami sobie powinniśmy zadać zanim podejmiemy decyzję o odejściu od konfesjonału w poszukiwaniu tego, jak mamy nadzieję, „lepszego” dla nas spowiednika.

Zapytajmy wtedy sami siebie: Czy w tym, co chcemy uczynić nie objawia się nasza pycha i brak pokory przed tym, że słyszymy słowa prawdy o sobie samym? Że usłyszymy pytania o naturę naszego grzechu i jego genezę? Czy to nie jest przypadkiem nasz uzasadniony w końcu wstyd i strach, który powoduje, że być może ulegamy pokusie, by nie wyjawić wszystkiego ?

Zanim więc zrealizujemy nasz zamiar, zapytajmy siebie samych: Czy rany ropiejącej nie wypala się ogniem? Czy to boli? Oczywiście! To musi boleć!

Powiecie, że naturalnym dla człowieka jest to, że towarzyszy mu strach przed bólem i za wszelką cenę chciałby bólu uniknąć. Jednak, gdy lekarz ma zrobić nam jakiś bolesny zabieg, również odczuwamy strach, a mimo to decydujemy się, gdy to konieczne, na ten ból. Dlatego chciałbym, żebyście, dzięki tej katechezie, uświadomili sobie, że strach to kolejny podszept szatana, który mówi nam ciągle, gdzieś z tyłu głowy:

Zobaczysz, Bóg ci tego nie wybaczy!

Prawda jest jednak inna. W księdze Izajasza, w części opisanej jako Księga Immanuela znajdujemy istotną wskazówkę, która prostuje nasze obawy w przypowieści o zmazywaniu grzechów. Oto widzimy w niej Zbawcę zsyłającego na wątpiącego Izajasza jednego ze swoich serafinów, aby rozżarzonym węglem zmazał grzech z jego warg i tak też się staje. Rozżarzonym węglem, bo zmazywanie grzechu musi boleć!

„W roku śmierci króla Ozjasza ujrzałem Pana siedzącego na wysokim i wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał świątynię.
Serafiny stały ponad Nim; każdy z nich miał po sześć skrzydeł; dwoma zakrywał swą twarz, dwoma okrywał swoje nogi, a dwoma latał.
I wołał jeden do drugiego:
«Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów.
Cała ziemia pełna jest Jego chwały».
Od głosu tego, który wołał, zadrgały futryny drzwi, a świątynia napełniła się dymem.
I powiedziałem:
«Biada mi! Jestem zgubiony!
Wszak jestem mężem o nieczystych wargach
i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach,
a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów!»
Wówczas przyleciał do mnie jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z ołtarza.
Dotknął nim ust moich i rzekł:
«Oto dotknęło to twoich warg:
twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech».
I usłyszałem głos Pana mówiącego:
«Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?»
Odpowiedziałem: «Oto ja, poślij mnie!»„[23]
Z Księgi Izajasza.

Trzeba jednak odważnie stanąć w prawdzie. Nie szukać winy w spowiedniku. Trzeba uwierzyć, że po drugiej stronie kratki zawsze jest Jezus Miłosierny, który czeka na nas jak Ojciec syna marnotrawnego i gotów jest zawsze nam wybaczyć. W tym się zasadza Miłosierdzie Boże, które jest jak miłość wyzwalająca. Miłość, która wyzwala od grzechu, od zniewolenia fizycznego i psychicznego, od zniewolenia materialnego, od ubóstwa duchowego.

Na koniec powiem wam, że nigdy, jako młody człowiek, potem jako alumn i później, już jako ksiądz, nie miałem takiej sytuacji, by ksiądz spowiednik podeptał moją godność ludzką. Może miałem szczęście, a może jednak sytuacje takie są jednak marginalne i wyjątkowe. Jako ksiądz uważam bowiem, że gdyby taki przypadek sie zdarzył, to by znaczyło, że ksiądz mija się z powołaniem i sam powinien sobie zadać pytanie, czy dalej powinien sprawować posługę, do której wezwał go Pan. Bycie księdzem to sprawowanie posługi. Usługiwanie tym, do których zostałeś posłany. Tak właśnie rozumiem ja swoje posłannictwo, choć wiem, że sprawuję się w tej roli z wieloma uchybieniami i niedociągnięciami, gdyż jestem tak samo grzeszny jak każdy człowiek.

Wróćmy jednak do meritum naszych rozważań czyli grzechu nieczystości.

Jak wiecie, nie ma dwóch takich samych osób ani dwóch takich samych zdarzeń, które je spotkały. Mogą być jedynie podobieństwa. Dlatego nie ma uniwersalnej rady na grzech pożądliwości, czy jak kto woli nieczystości. Stąd zawsze potrzebny jest właściwy spowiednik i rada skierowana indywidualnie do osoby, która się właśnie spowiada. Jest jednak jedna rada, która powinna pojawić się zawsze i taką radę daję zawsze osobom, które spowiadają się u mnie, bo jest to rada uniwersalna:

Jeśli pragniesz jedności w Bogu, niech twoja seksualność otworzy się na relację trwałą, pełna troski i czułości do Boga i osoby, która jest w nim jak w każdym z nas. Niech twoja seksualność otworzy się na dziecko jako owoc tej relacji. Wtedy unikniesz grzechu nieczystości, poczucia osamotnienia i pustki. Wtedy będziesz miły Bogu i obdarzony prawdziwą miłością twojego partnera.

Wracając zaś do pożądliwości jako szerszego pojęcia, należy wskazać, że równie grzeszna bywa pożądliwość każdego innego ze zmysłów człowieka. Nie tylko ta prowadząca do aktu seksualnego. Każda, która pobudza w mózgu ośrodek nagrody, a akt jej towarzyszący jest wykonywane wyłącznie dla przyczyny zaspokojenia pożądliwości, a nie z dla zaspokojenia niezbędnych potrzeb. Taką grzeszną pożądliwością będzie choćby niezaspokojona chęć do narażania siebie na niepotrzebny ból, cierpienie, czy jak choćby to, co robiono już w starożytnym Rzymie, o czym pisze w swej książce Scquizatto następująco:

„Starożytni Rzymianie wynaleźli womitoria, by móc cieszyć się smakiem wykwintnych potraw i nie doznawać niedogodności wynikających z przejedzenia.”[24]

Człowiek ogarnięty grzechem pożądliwości potrafi narazić się na wielkie wyrzeczenia i niedogodności, byle tylko folgować zaspokojeniu swego błędnie ukierunkowanego pożądania. Jednak nieczystość, to jak już powiedziałem na wstępie, także to, „co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym. Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa”, że powrócę tutaj jeszcze raz do cytatu z Ewangelii św. Mateusza. Wskazanie mamy tutaj wyraźne. Literalnie wymieniono tu wszystkie występki człowieka, które prowadzą do grzechu nieczystości. Rozwijając zaś każdy z nich moglibyśmy wymienić działania człowieka, które w sposób zamierzony i celowy prowadza ku nim. Prowadzą ścieżką która ich wiedzie na skraj urwiska. Do zatracenia i niechybnej śmierci bez szansy na Bożą pomoc i zbawienie. Jest jednak inna droga, którą można i trzeba pójść i znalezienie tej drogi jest celem naszego życia. Bo całe nasze życie jest jedynie drogą, na końcu której jest zbawienie, Bóg i życie wieczne.

Amen.

Cały tekst suplementu, w postaci SALIGIA Suplement.pdf,  czyli lekcji ks. Adama Wolnego, do pobrania tutaj: SALIGIA Suplement

[1] Publikacja za zgoda autora zdjęcia. https://www.facebook.com/monika.krzysztofikhanarz

[2] Por. (Mt 16,15-18) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1142

[17] Obraz Hieronymusa Jeroena Anthoniszoona van Aken czyli Hieronima Boscha zatytułowany Kłamstwo iluzji, czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne lub Stół Mądrości, tu w całości. Wewnątrz tomiku w całości i w odnośnych fragmentach. Pobrano ze strony: https://en.wikipedia.org/wiki/The_Seven_Deadly_Sins_and_the_Four_Last_Things , a ich umieszczenie w tej publikacji dozwolone jest na podstawie prawa o dozwolonym użytku publicznym (Creative Commons). Stan na dzień 2018.01.02. W innych przypadkach, jak opisano pod daną ilustracją.

[18] Por. (Jk 1,13-15) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s.1372.

[19] Por. (Mt 15,16-20) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1141.

[20] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 117.

[21] Tamże, s. 119.

[22] Por. (Mt 5,28) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1129.

[23] Por. (Iz 6,1-8) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 853-854

[24] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s.120.

Lekcja II. Chciwość czyli avaritia.

Tyniec na skale

Ilustracja 2. Zespół klasztorny w Tyńcu. Autor zdjęcia: Monika Krzysztofik-Hanarz, Tyniec, 2017 r.[1]

Tyniec

Lekcje Ks. Adama Wolnego.

 ”Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?»Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.[2]
Z Ewangelii św. Mateusza.

 

Avaritia

Ilustracja 12

Ilustracja 4. Avaritia (vel Avaricia czyli Chciwość) – Stół Mądrości[10], albo inaczej Kłamstwo iluzji czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne – fragment tondo okalającego część centralną.
Autor: Hieronymus Jeroen Anthoniszoon van Aken (Hieronim Bosch) lub jego uczeń.
Data powstania: ok. 1515 r., olej na desce, rozmiar, 120×150 cm, Museo Nacional del Prado w Madrycie, Hiszpania.

„Nic nie uszło jego chciwości,
stąd jego dobra nietrwałe.
Poczuje głód mimo obfitości,
owładnie nim siła nieszczęścia.”[11]
Z Księgi Hioba.

 

Lekcja II. Chciwość czyli avaritia.

Kiedy człowiek młody staje przed wyborem mieć czy być, nie rozumie czemu musi wybierać. Dla niego mieć i być to pojęcia tożsame. Nierozerwalne. Wszystko co mają, wyznacza im ich świat, miejsce w tym świecie, pozycję w grupie kolegów i koleżanek. Tak ich bowiem ukształtowali ich rodzice. Nie jest bowiem tak, jak się błędnie wydaje, że człowiek ma wolną wolę i sam podejmuje za siebie wszystkie decyzje oraz postępuje zgodnie ze swoimi postanowieniami. Istnieją takie okresy w życiu człowieka, kiedy jest całkowicie lub częściowo zależny do drugiego człowieka. Okresy, kiedy od jego woli zależy mało lub nic.

Pierwszym takim okresem jest okres niemowlęctwa czy wczesnego dzieciństwa. Do czasu, kiedy dziecko nie stanie na nogi i nie zrobi samodzielnie pierwszego kroku, jego życie i to co się w tym życiu dzieje, nie zależy od niego, tylko jego rodziców, głównie matki. Według freudowskiej teorii, właśnie w tym pierwszym okresie determinuje się w małym człowieku to, czy w swym dalszym życiu będzie ono człowiekiem chciwym czy nie. Pewien rodzaj nadopiekuńczości powoduje bowiem ukształtowanie w dziecku takiej osobowości, która powoduje, że:

„Osoba ta ukierunkowuje swoją życiową energię głównie na posiadanie, oszczędzanie, na gromadzenie pieniędzy, a także uczuć, gestów, słów. … często dostrzega się, że za osobą chciwą kryje się matka mało zdolna do kochania, natomiast bardzo skrupulatna w sprawowaniu kontroli nad dzieckiem, przykładająca duże znaczenie do norm i przestrzegania reguł.”[12]

Dzisiaj powiedzielibyśmy, że prawie równorzędną rolę w tym, jaka osobowość ukształtuje się w tym okresie w dziecku, odgrywa w normalnej, zdrowej rodzinie, ojciec. Gdyby Freund swoją teorię formułował teraz, pewnie by uwzględnił tę zmianę w swoich rozważaniach.

Skoro tak wiele zależy od tego, jak zostaliśmy ukształtowani w dzieciństwie, to czy możemy siebie winić za to, że jesteśmy chciwi? Czy to jest nasza wina?

Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, trzeba najpierw zrozumieć, czym tak naprawdę jest chciwość i dlaczego mówimy o niej jako o grzechu, czasami również grzechu śmiertelnym, choć najczęściej jest tylko wadą. Jak mówi w swoim opisie chciwości dominikanin, Jarosław Głodek OP:

„Jako wada, chciwość dotyczy trwałego i powtarzającego się sposobu zachowania… Jeśli owa wewnętrzna dyspozycja kieruje nas w łatwy i naturalny sposób do rzeczy dobrych – nazywamy ją cnotą, a jeśli do złych – wadą. Chciwość jako wada jest trwałą dyspozycją do działania w taki sposób, że poddajemy się przemożnemu, a nieuporządkowanemu pragnieniu posiadania „więcej”: majątku, dóbr, czegokolwiek, co zobaczymy, z intencją zatrzymania tego dla samego siebie. Przedmiot chciwości przekracza zazwyczaj podstawowe potrzeby i elementarne poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Chciwość dotyczyć może także pragnienia posiadania ludzi.”[13]

Dla wielu ludzi, głównie młodych, ale nie tylko, chciwość prowadząca do posiadania czegoś na własność jest wtedy elementem budowania swojej tożsamości, bo pokutuje pogląd, że posiadanie nowego smartfona, tabletu, laptopa, samochodu czy czegoś tam jeszcze, decyduje o tym, kim jesteśmy. To takie błędne przeciwstawianie „mieć” nad „być”. Błędne, ale fajne, bo przynoszące posiadaczowi dóbr przyjemność z samego ich posiadania, czy uznanie w oczach rówieśników. Jednak kluczem do wszystkiego nie jest sama chęć posiadania, tylko to w jaki sposób jest ona realizowana. Choćby w takim przypadku, gdy w grupie rówieśników jest chłopak lub dziewczyna postrzegana jako niezwykle atrakcyjna osoba. Taka osoba, wykorzystując sytuację zaspokaja swoją chęć posiadania dużego grona znajomych, przyjaciół czy nawet partnerów, poprzez ich zawłaszczanie dla siebie i eliminowanie z grona swoich znajomych wszystkich tych, którzy by tej chęci posiadania jakoś zagrażali. Spójrzcie choćby na to, co się dzieje na tak często odwiedzanym przez was Facebook’u. Czy nie ma tam osób, których jedynym i nadrzędnym celem jest posiadanie jak największej liczby znajomych oraz lajków na stronie? To jest właśnie objaw chciwości.

Chciwość objawia się jednak nie tylko tym, że skutkuje posiadaniem czegoś w nadmiarze, ale również tym, że powstaje brak czegoś, niedobór. Wynikający z tego, że chciwość ujawniła tutaj swoje oblicze jako skąpstwo.

Człowiek chciwy, czyli pazerny lub skąpy, nigdy nie będzie szczęśliwy. Ten pazerny ciągle będzie mówił, że ma za mało i będzie robił wszystko, żeby mieć więcej. Ten skąpy, choć będzie miał wiele, nie będzie zadowolony, bo ciągle będzie drżał o to, żeby tego, co posiada, nie utracić. Będzie się bał, że przyjdzie mu się dzielić z innymi tym, co posiada, a gdyby tego chciał uniknąć, musiałby się wyrzec z chciwości, czyli swego skąpstwa.

Chciwość może być również chorobą. Stanem niekontrolowanego pożądania posiadania, mimo że podstawowa potrzeba została już zaspokojona. Jak mówią autorytety psychologii, następuje wtedy tak zwany efekt „studni bez dna”. Niezaspokojenie niemożliwe do ukrócenia. Stąd depresja, brak zadowolenia z życia, rzec by można, postać „duchowej bulimii”[14]. Stan, którego inaczej niż chorobą nazwać nie można.

Jednak chciwość jest również grzechem. I wtedy dotyczy już każdego człowieka, który ma wolną wolę i posługuje się w życiu rozumem. Młodego, dojrzałego, i starego. Stanu świeckiego czy duchownego. Jednakowo wszystkich. Pismo Święte wprost bowiem mówi, że chciwość jest tożsama z bałwochwalstwem, czyli grzechem polegającym na oddawaniu czci mamonie, a nie Bogu.

Aby uświadomić ludziom ich grzeszność, Ojcowie Kościoła, podzieli chciwość na materialną i duchową. W tej pierwszej wskazali: „.. trzy formy chciwości materialnej:

  • przywiązanie serca do pieniądza, czyli chciwość w pierwotnym znaczeniu;
  • pragnienie zdobywania nowych dóbr, pożądliwość;
  • upór w posiadaniu, brak hojności, niezdolność do dawania.”[15]

Wskazali jednak, że istnieje również chciwość duchowa. Taka, kiedy wydaje nam się, że nie mamy na nic czasu. Kiedy sami siebie ograniczamy w tym, do czego moglibyśmy spożytkować nasze umiejętności, zdolności, talenty i siły. Kiedy wymawiamy się od zrobienia czegokolwiek dla innych, brakiem czasu czy umiejętności, choć mamy i jednego i drugiego w nadmiarze. Ten wymiar chciwości, w skrajnym przypadku zaprowadzi nas, co najwyżej, do kolejnego grzechu jakim jest gnuśność. Z drugiej strony, nadmierne przywiązanie do własnych umiejętności prowadzi czasem do tego, że stajemy się chciwi w innym wymiarze. Kiedy na przykład odsuwamy wszystkich innych od tego, co dotychczas wykonywaliśmy, w obawie, że zrobią to lepiej, szybciej, że zajmą nasze miejsce. W tym przypadku posiadanie rzeczy zastępujemy posiadaniem umiejętności. Stąd już tylko krok do tego, by nabrać przeświadczenia o samodzielności i samowystarczalności, czyli do stwierdzenia, że nikt mi nie jest do niczego potrzebny. Wtedy chciwość prowadzi nas do wyalienowania i samotności. Mam wszelkie dobra, mam wszelką wiedzę. Cóż więcej jest mi do życia potrzebne. Nawet Bóg nie jest mi do niczego potrzebny. W taką pułapkę prowadzi chciwość, ta materialna i ta duchowa. Jedyne co spędza sen z powiek człowieka chciwego jest strach, że mógłby to wszystko utracić. Człowiek chciwy, to także człowiek smutny bo wiąż niezaspokojony. To również człowiek samotny, spotykający się tylko z osobami, od których może coś uzyskać. W wymiarze materialnym i duchowym czy intelektualnym. A jeśli uważa, że już wszystko posiadł, to po co miałby się z kimkolwiek spotykać? Stąd jego samotność. W efekcie chciwość prowadzi do niezdolności do odpoczynku od pracy, nerwicy i wyczerpania, do kryzysu więzi rodzinnych i małżeńskich, do utraty zainteresowania życiem jako takim, a szczególnie rzeczami, które nie wnoszą nic nowego do tego, co już posiada. W końcu przychodzi taki moment, że aktualnym staje się wers z Ewangelii Św. Łukasza: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to coś przygotował?”[16].

I tutaj dochodzimy do sedna grzechu chciwości, którym jest brak gotowości do dzielenia się z innymi. Nie jest bowiem grzechem samo bogacenie się. Szczególnie zaś wtedy, kiedy nie towarzyszy temu działanie bezprawne, naruszające prawa słabszych, biedniejszych zależnych od nas osób. Bogacenie się i dzielenie się swoim bogactwem zapobiega bowiem sytuacji, w której zamiast osób, które by nas wspierały, mamy wokół siebie rzeczy, których za chwilę nie będziemy potrzebowali lub które, w najlepszym razie, przejdą w ręce naszych spadkobierców. W tej samej Ewangelii św. Łukasza jest przypowieść o bogaczu i Łazarzu, żebraku, który leżał pod jego drzwiami, cały pokryty wrzodami i w łachmanach. Bogaczu, którego nikt z imienia nie wymienił, zaś imię Łazarza było wymienione. W ten sposób św. Łukasz dał nam przykład, że nie to co posiadamy, ale to kim jesteśmy decyduje o tym, jak zostaniemy zapamiętani.

Widać więc, że najważniejszą cechą, która nas uchroni od grzechu chciwości jest skłonność do dzielenia się wszystkim tym materialnym, co posiadamy w nadmiarze oraz do nieograniczonego dzielenia się miłością bliźniego, czyli tym bogactwem naszego ducha, którego posiadamy nieskończoną ilość, bo wyposażył nas w to bogactwo Jezus Chrystus, dzieląc się z nami swoją miłością do nas i oddając za nas swoje życie na krzyżu.

Amen.

Cały tekst suplementu, w postaci SALIGIA Suplement.pdf,  czyli lekcji ks. Adama Wolnego, do pobrania tutaj: SALIGIA Suplement

[1] Publikacja za zgoda autora zdjęcia. https://www.facebook.com/monika.krzysztofikhanarz

[2] Por. (Mt 16,15-18) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1142

[10] Obraz Hieronymusa Jeroena Anthoniszoona van Aken czyli Hieronima Boscha zatytułowany Kłamstwo iluzji, czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne lub Stół Mądrości, tu w całości. Wewnątrz tomiku w całości i w odnośnych fragmentach. Pobrano ze strony: https://en.wikipedia.org/wiki/The_Seven_Deadly_Sins_and_the_Four_Last_Things , a ich umieszczenie w tej publikacji dozwolone jest na podstawie prawa o dozwolonym użytku publicznym (Creative Commons). Stan na dzień 2018.01.02. W innych przypadkach, jak opisano pod daną ilustracją.

[11] Por. (Hi 20,21-22) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s.553-554.

[12] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 107.

[13] Praca zbiorowa, „Dominikanie o siedmiu grzechach głównych.”, Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2014, s. 43-44.

[14] Praca zbiorowa, „Dominikanie o siedmiu grzechach głównych.”, Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2014, s. 48.

[15] Paolo Scquizzato, „Kłamstwo iluzji. Siedem grzechów głównych. Między duchowością a psychologią.” Wydawnictwo: W drodze, Poznań 2013, s. 84.

[16] Por. (Łk 12,20). Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1197.

Lekcja I. Pycha czyli superbia.

Tyniec na skale

Ilustracja 2. Zespół klasztorny w Tyńcu. Autor zdjęcia: Monika Krzysztofik-Hanarz, Tyniec, 2017 r.[1]

Tyniec

Lekcje Ks. Adama Wolnego.

”Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?»Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą”.[2]
Z Ewangelii św. Mateusza.

 

Superbia

Ilustracja 11

Ilustracja 3. Superbia (Pycha) – Stół Mądrości[3], albo inaczej Kłamstwo iluzji czyli Siedem grzechów głównych i Cztery rzeczy ostateczne – fragment tondo okalającego część centralną.
Autor: Hieronymus Jeroen Anthoniszoon van Aken (Hieronim Bosch) lub jego uczeń,
Data powstania: ok. 1515 r., olej na desce, rozmiar, 120×150 cm, Museo Nacional del Prado w Madrycie, Hiszpania.

„Człowieka poniża jego pycha,
pokorny zdobędzie uznanie.” [4]
Z Księgi Przysłów.

 

Lekcja I. Pycha czyli superbia.

Kiedy zwykły człowiek staje przed lustrem, cóż w nim widzi? Widzi swoją postać. Widzi to, jak wygląda. Widzi i rozpoznaje. Wie kim jest. Mężczyzną czy kobietą. Dorosłym czy dzieckiem. Wie czy jest stary, czy młody. Wie, czy jest wyprostowany, czy przygarbiony, chudy czy gruby. Widzi, rozpoznaje i choć może chciałby być inny niż jest, widzi siebie takim jakim jest. Bez zniekształcenia. Widzi to i akceptuje. Bo zna swoją wartość, zna swoje miejsce i zna cel swojego życia. Taki jest człowiek, który nie doświadczył jeszcze lub który zwalczył w sobie grzech pychy.

Kiedy przed lustrem staje człowiek pyszny, pełny zadufania, zachwytu nad samym sobą egoista, wtedy widzi w lustrze zupełnie kogoś innego niż tego, którym jest. Podobnie jak człowiek, który patrzy w głąb studni. Im bowiem głębsza jest studnia, im dalej jest do lustra wody, do źródła, z którego chciałoby się zaczerpnąć i z niego świeżej, zimnej wody napić, tym obraz samego siebie widzi słabszy i słabszy. W końcu, gdy nawet sznur i zawieszone na nim wiadro wody nie sięga, bo w tak głęboką studnię spogląda, widzi człowiek jedynie zarys swojej postaci. A wokół zarysu postaci widzi tylko niebo. Niebo, do którego jest mu równie daleko jak do tej wody i tego źródła w głębi studni. Lecz gdyby nawet studnię napełnić po brzegi i człowiek ów stanąłby nad lustrem wyniesionej ku górze wody, tak bliskiej, że na wyciagnięcie ręki będącej, i tak nie ujrzałby w swym lustrzanym odbiciu siebie samego, tylko kogoś innego. Kogoś, kto tkwi w jego wyobraźni. Człowieka ubranego w maskę kogoś ponadprzeciętnego, górującego ponad wszystkimi. I osoba taka, dopóki nie zrozumie, że jej dążenie do sławy, sukcesu, zaszczytów i rozgłosu prowadzi do swoistej pustki egzystencjalnej, bez właściwego postrzegania otaczającej ją rzeczywistości, dopóty swego odbicia w lustrze wody nie zobaczy. Nawet gdy lustro będzie na wyciągnięcie ręki leżące. Im zaś dłużej taka osoba patrząc nie będzie prawdziwego obrazu widziała, w tym większą popadnie iluzję. Iluzję tego, co jest prawdą i prawdziwym życiem, a co jest kłamstwem i życia wyobrażeniem. Stąd zaś już tylko jeden krok ku popełnianiu grzechów kolejnych. I niech nikt sobie nie myśli, że jest od pychy wolny, bo pycha ima się tak samo każdego człowieka. I tego co chce wywyższyć się na drugim tym co fizycznie posiada, jak i tym co swoją wiedzę mierzy wyżej niż wiedzę innych. Również wiedzę o Bogu czy o grzechu. Myliby się jednak ktoś, kto widziałby tylko grzech pychy w wywyższaniu się.

Otóż nie. Również nadmierne zaniżanie swojej własnej wartości, wiedzy, umiłowania pana Boga czyli siebie samego, jest również objawem grzechu pychy. Już przecież w Biblii napisane jest, że: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”.[5]Dlatego człowiek, którego dotknął grzech pychy w tym wymiarze, traci, we własnych oczach, godność, a zarazem pewność swojej osoby. Tego kim jest. Dlatego stojąc przed lustrem wody, na wyciągniecie ręki leżącym, nie powie prawdy o swoim odbiciu. Będzie jak ten, który patrząc na swoje wodne odbicie, jak niewierny Tomasz, wkładał będzie swą rękę w wodę i za każdym włożeniem ręki będzie zły, bo ten obraz będzie mu się zmieniał, rozpływał i zamazywał. I nigdy swej prawdziwej postaci nie ujrzy, bo tak naprawdę nie chce jej wcale zobaczyć.

Jak więc można pomóc człowiekowi dotkniętemu tym grzechem, zapytacie? Jak mam sam sobie pomóc, jeżeli tym zgrzeszyłem?

Otóż można i trzeba mu pomóc. Jak mówi bowiem Gaudium et spes, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, w wierszu czwartym na stronie dwudziestej czwartej, „Człowiek nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”.[6]

Teraz wiemy czemu Jezus dokonał obmycia stóp Szymona Piotra, choć ten się wzbraniał. Powiedział mu bowiem wtedy: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną”[7]. Uświadomił mu bowiem, że tylko wtedy, gdy potrafimy się dzielić z kimś tym, co posiadamy, świadczy o naszym bogactwie. Jezus zaś dzielił się wtedy z Szymonem Piotrem swoją miłością bliźniego. W ten sposób stawał się tym kim był, jakby w nawiązaniu do słów ze Starego Testamentu: „Jestem, który jestem”[8], które Bóg wypowiedział do Mojżesza, gdy ten go zapytał kim jest. W ten sposób Jezus dokonał umocowania swojej osoby jak tego, który przyszedł służyć wszystkim ludziom, tak jak służył teraz Szymonowi Piotrowi.

Jaki to ma związek z pomaganiem osobie dotkniętej pychą zapytacie? Otóż ma. Każdy z nas ma prawo i moralny obowiązek, by pomóc takiej osobie zrzucić maskę, która przybrała. Maskę nadmiernej mądrości, maskę nieomylności, maskę nadmiernej gorliwości w modlitwie, czy tysiące innych masek, które ludzie przywdziewają, by wyglądać inaczej. W ich mniemaniu lepiej. Na innych niż tych, kim są naprawdę.

Jak więc to zrobić? – spytacie mnie zaraz. Dróg i sposobów jest wiele. Po pierwsze miłość bliźniego, bo z miłości rodzi się siła do każdego działania. Po drugie pokora i przyjmowanie krytyki, ale nie nadmierne, by w skrajności nie popaść w uległość. Jak mówi przypowieść o talentach: człowiek, którego opanowała pycha jest jednocześnie tym, którego opanowała acedia, czyli gnuśność, Jest mu dobrze z tym kim jest, zawija się w chustę i prowadzi życie umarłe, tak by się nikomu nie narazić. Skrywanie swoich zdolności nie świadczy bowiem o pokorze człowieka, tylko o negacji samego siebie, a to jest pokora fałszywa. Po trzecie, dzielenie się z innymi tym, co posiadamy i nie chodzi tylko i wyłącznie o dobra materialne. Po czwarte odstąpienie od perfekcjonizmu, który zawsze nieuchronnie prowadzi do zniewolenia wobec innych lub własnych ocen swojego postępowania. Trochę luzu trzeba mieć, jak mówi dzisiejsza młodzież.

Czy można to wszystko uczynić? Można, oczywiście że można, trzeba jednak sięgnąć do źródła. Do tej studni, gdzie woda zimna i czysta. Lecz nie szukać w swym odbiciu nikogo innego jak siebie samego, siebie samego, czyli Boga, bo jak powiedział Bóg w Księdze Rodzaju, człowiek pokorny nie ma różnych twarzy do stracenia, gdyż jest stworzony na obraz i podobieństwo oblicza Boga, czemu dał wyraz w następujących słowach:

„A wreszcie rzekł Bóg:
«Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam.
Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym,
nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!»
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz,
na obraz Boży go stworzył:
stworzył mężczyznę i niewiastę.”[9]
Z Księgi Rodzaju

Dlatego ten, kto się napije ze źródła wody żywej pozbędzie się pragnienia wody innej, a swój obraz będzie widział jeden. Prawdziwy, a nie wykrzywiony przez zwodnicze lustro pychy.

Amen.

Cały tekst suplementu, w postaci SALIGIA Suplement.pdf,  czyli lekcji ks. Adama Wolnego, do pobrania tutaj: SALIGIA Suplement

[1] Publikacja za zgoda autora zdjęcia. https://www.facebook.com/monika.krzysztofikhanarz

[2] Por. (Mt 16,15-18) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1142

[3] Por. przypis 1.

[4] Por. (Prz 29, 23) Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 733.

[5] Por. (Mt 23,39). Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s.1148

[6] Gaudium et spes (z łac. Radość i Nadzieja) – Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym ogłoszona przez papieża Pawła VI 7 grudnia 1965.

[7] Por. (J 13, 8). Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 1232

[8] Por. (Wj 3,14) Tamże s. 71

[9] Por. (Rdz 1,26-27). Opracowanie Zespołu Biblistów Polskich z inicjatywy Benedyktynów Tynieckich „Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie z języków oryginalnych”, Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1971, s. 22-23.

Św. Wojciech

Św. Wojciech
[Rzgowska 242]

Gdzie koniec Rzgowskiej drogi był,
gdzie bruk na asfalt się zamieniał,
gdzie Olechówki nurt się wił.
ku Stawom Jana do Jasienia,
ramiona wież nierównych wznosił
kościół z czerwonej cegły cały.
Na dzwonach cichą pieśń mu nucił
wiatr. I spokojnie gnał gdzieś dalej.

Wędrowców, których gościł trakt,
Święty ich Wojciech żegnał, witał,
kiedy wzniecając kurz i piach
ciągnęli drogą. Gdzie? Nie pytał.
On im w podróży tam i tu
malał i wzrastał. Był i znikał.
Jednym się kończył tutaj bruk
innym ten bruk się tu zaczynał.

Przez Rzgowskiej drogi kurz i piach.
na siny bruk ulicy Rzgowskiej
cienie nierównych wieży kładł
i patrzył z troską na wędrowców.
Gdy zaś wędrowiec ziemską drogę
zakończył w jego wnętrzu ciemnym
przyjmował, czule tulił głowę,
a dzwon żałobne śpiewał pieśni.

Kiedy zatrzymam się w swej drodze
by spowiedź zrobić – jeśli wreszcie –
ciało i głowę swoją schłodzę,
gdy bólu więcej w niej nie zmieszczę.
A jeśli na nic wszystkie rady
gdy mnie nie zbawią zimne skronie,
zagram ze śmiercią. Dla zabawy.
Kartę wyciągnę złą. I koniec.

Dalej nie będzie pewnie nic.
Wyruszy wóz skrzypiący kołem.
Z urny rozsypią popiół w piach.
I coś co będzie pod popiołem.
Matce pod serce, ojcu do rąk.
Na smutek, żal, łzy na powiekach.
Na zawsze mnie zabiorą stąd.
Zostanie tylko coś. W alejkach.

Dalej nie sięgam, nie śnię wcale,
jedynie oczy lekko mrużę.
To Święty Wojciech stoi, wzniosły,
zaś drzewa jak Anioły Stróże
ulicą Rzgowską kroczą prosto,
a wiatr, co wartę trzyma w górze,
liście im gładzi z wielką troską.

Bydgoszcz, 15 kwietnia 2015 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

Kondukt

Kondukt
[Rzgowska 156]

Z Wojciecha mnie powiezie wóz
prosto jak strzelił, Rzgowską drogą.
Konie z kopyta, wznosząc kurz
do bram Franciszka mnie powiozą.

Powolnym tempem, krokiem w krok,
nie zatrzymując się po drodze,
pozwolą choć zatrzymać wzrok
wolno puszczając koniom wodze.

Spojrzę na miejsca, na mój świat
zamknięty w ramach mej ulicy.
Na puste bramy, słaby ślad
w oknach mijanej kamienicy.

Z powrotem, na południe, wóz
skierują w tę najdłuższą drogę.
a temu, co mnie będzie wiózł
zapłacą hojnie. „Idźże z Bogiem!”

Dalej nie będzie zatem nic,
jedynie koniec mej ulicy.
Franciszka brama skończy byt.
Rozsypią prochy żałobnicy.

Matce na serce, w ojca proch,
co dawno leżą już pospołu
popiół wysypią, stopią wosk,
bo nic nie będzie prócz popiołu.

Bydgoszcz, 15 kwietnia 2015 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

Sójka w mieście

1942 Salvador Dali - Melancholia

Z cyklu: Ziemia obiecana. Bydgoszcz.

Sójka w mieście
Claire Dux poświęcam…

Tak sobie, nie wiadomo skąd, przyleciała.
Tak sobie, jak gdyby nigdy nic, na gzymsie siadła.
Tak się błękitnie-szaro-czarno wystroiła.

Stoi, sama sobą zachwycona głową kręci na boki.
Mech, co się w starej rynnie wyleguje, dziobie.

Czarny ją dojrzał i przysiadł w bramie, co gzymsem zwieńczona.
Poganiany instynktem, czy wzrokiem przesądnej, przechodzącej mimo.

Spojrzała, w ślad za mchem z przerdzewiałej rynny poleciała w dół,
Wykręciła młynka nad głową czarnego i tyleśmy ją widzieli, co sama chciała.

Stoimy zachwyceni. Ja i czarny.
Kręcimy głowami próbując coś dostrzec oślepieni majowym słońcem.

Zdaje się nam, że z wnętrza domu z czerwonej cegły stojącego przy śluzie
wychyla się dziecięca buzia blondyneczki Klary i szczebiocze swoje trele.
Jeszce nie wie, że będzie wielką artystką operowych scen świata.
Jeszcze nie wie, że będzie jedną z wielu muz Salvadora Dali.

Czarny czmychnął niezauważenie.
Budzi mnie dźwięk śluzowania, choć przecież śluza od dawna nieczynna.
Claire Dux od dawna już nie śpiewa na operowych scenach świata.
Dom przy śluzie, który chronił jej dzieciństwo, niezamieszkały.
Zapewne odejdzie w zapomnienie w ślad za nią.

Jak my, kiedy przyjdzie na nas pora, choćby przed debiutem.

Bydgoszcz, 30 maja 2005 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

Napisane w Bydgoszczy, w maju 2005 r., na Grottgera pod czwartym, czekając na Olę, w setną rocznicę wyjazdu Claire Dux z Bydgoszczy w świat, wielki operowy świat początku dziewiętnastego wieku.

F17122023

Fordoński rynek

Z cyklu: Ziemia obiecana. Bydgoszcz.

Fordoński rynek

Znad Wisły pełznie jęzor mleczny
i kładzie się na bruk srebrzysty,
jak całun wieczny.
Idę nieśpiesznie, krok za krokiem.
Za dniem, co właśnie przeszedł mimo,
podążam wzrokiem.

Skręcam nad rzekę. Bulwar ciemny
zarasta szronu srebrnym runem
zaledwie wzeszłym.
Z mostu, ku ziemi, jak srebrna fala,
spada kaskadą latarni światło
i szron rozpala.

W starej bóżnicy tłumy na sali.
Piątkowy wieczór. Nikt szabatowych
świec nie podpalił.
We mgle znad Wisły Bydgoską płynę,
z kamienicami swą postać zrastam.
Wracam na Rynek.

Po drodze liście szemrzą i szepczą.
Rynek mnie wita spękanym brukiem.
Twarzą kolejną.
Jęzor się całkiem jakby rozpłynął
a żółte liście spadają cicho
i z wodą płyną.

Bydgoszcz, 5 listopada 2015 r., – 11 sierpnia 2017 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

Wiśnie i czereśnie

Wiśnie i czereśnie

Leżymy pod drzewem.
Cień kładzie się na twarze.
Leżymy pod drzewem.
Dojrzałość nam się marzy.

A nad głowami czerwień,
to wiśni to czereśni.
A nad głowami słodycz
na wyciągnięcie ręki.

Leżymy pod drzewem.
Wiatr liście drzewa gładzi.
Leżymy pod drzewem,
ciekawi gdzie prowadzisz.

A nad głowami czerwień,
to wiśni to czereśni.
A nad głowami słodycz
na wyciągnięcie ręki.


Leżymy pod drzewem.
Nic więcej nam się nie chce.
Leżymy pod drzewem
przykryci liśćmi szczelnie.

Ponad głowami jesień
bez wiśni i czereśni,
a niezmierzona przestrzeń
zaprasza byśmy weszli.

Bydgoszcz, 31 sierpnia 2015 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

Pozytywnie

Pozytywnie

Gdy przyjdzie do nas nowy dzień
utkany z marzeń, barw i śmiechu,
kiedy przypomnisz sobie ten
nasz pocałunek z nutą grzechu….

Pójdziemy przez zielone łąki
w te trawy bujne i pachnące
a słońce spłynie przez obłoki
i nas utuli. Gdzieś na łące.

I w tym zachwycie, upojeniu,
w melodii świerszczy przedwieczornych,
uśniemy w sobie przytuleni
na tiulu tkanym z chabrów modrych.

Bydgoszcz, 7 listopada 2015 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

Z Przybyszewskiego na Rzgowską

Z Przybyszewskiego na Rzgowską
[Rzgowska]

Mojej żonie, Aleksandrze, w dwudziestą rocznicę poświęcam…

Kiedyś byliśmy, Ty i ja, jak te przelotne ptaki.
Gdy ja wracałem do mych gniazd, Ty lotem swoim też z powrotem.
Na szlakach naszych wiał nam wiatr ciągle przeciwny jakiś,
że kiedy ja leciałem wspak, Ty swoim wspak, przeciwnym lotem.

Tak mijaliśmy się za dnia, wieczorem, nocą, lata całe.
W tramwaju Ty a ja na wspak, w tramwaju dalej, coraz dalej.
I długo jeszcze, pewnie tak, mijalibyśmy się o cale,
bo w nieskończoność wiodły nas szynowe drogi Łodzi całej.

W końcu nie zdzierżył fart-niefart tej dziwnej ciuciubabki.
Ze Rzgowskiej skręcił tramwaj tam, gdzie stoją stare kamienice.
Do tamtej bramy kazał wejść, właściwej ciągnął klatki.
Stąd Ty ze sobą wzięłaś mnie wychodząc prosto na ulicę.

Nie oglądając się za siebie poszliśmy stamtąd razem w świat.
Na Rzgowskiej, Ojciec Robert – brat, z nadzieją ślub nam dawał.
Zza okularów ciemnych swych wtedy nie widział żadnych wad,
bo wiedział swoje brat-nie brat, że dobrze wszystko poukładał.

Na dawnym placu obok Rzgowskiej już całkiem nowy kościół stoi.
Nie ma Roberta, inny świat. My ciągle razem, ciągle młodzi.
Choć szron na głowy sypnął czas, tramwaju stukot nas ukoi.
Niech w nieskończoność wozi nas po tramwajowej Łodzi.

Bydgoszcz, 16 kwietnia 2015 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

Rok 2015 – Camino de Santiago

Rok 2015 – Camino de Santiago

Jeśli Ci miłe, że drogą pójdę, którą wskazałeś,
daj wiarę, że to wszystko opiszę.
Rękę poprowadź i myśl popychaj gdziekolwiek chciałeś.
I radę szepnij. Zawsze usłyszę.

Zapisałem Twoje Słowo
i Słowo było o mnie
i Drogą było Słowo.
Nadzieją było Słowo,
a ja pisałem o Słowie.

A jeśli szybciej przyjdzie mi stanąć przed Słowem Twoim,
zalicz mi drogę, którą przebyłem,
chociaż Camino nigdy nie znało śladów stóp moich,
chociaż tam nigdy jeszcze nie byłem.

Bydgoszcz, 5 listopada 2018 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

Modlitwa miastenika (trzecia)

Modlitwa miastenika (trzecia)

Gdzieżeś jest, kiedy Ciebie nie ma?
Ciemności kryją zdroje.
Kroczą obce wojska.
Nie ubrana zbroja.
Nasze słabe ciała.
Nieokryte.

My zaś bez Ciebie.
Uwięzieni.
Umysł zaś braku nie pojmuje.
Martwa cisza.
Ciało popada w odrętwienie.
Czekamy.

Ciągle jeszcze wierzymy naszym ojcom,
że Twa łódź ku nam znowu płynie.
Że nas wybawisz ode złego,
Panie.

Bydgoszcz, 16 listopada 2015 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

Modlitwa miastenika (druga)

Modlitwa miastenika (druga)

Zdrowyś chłopie.
Siłyś pełen.
Moc z Tobą.
Mocarz z Ciebie ponad mocarzami
i ustępująca przed Tobą słabość żywota Twego, kiedy
moc Twych ramion
i myśl hoża
prowadzi cię ścieżkami nowymi
choć naprawdę, przed ekranem siedzisz
małym.

Bydgoszcz, 15 listopada 2015 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha

W alejce wyobraźni

Z cyklu: Raj utracony. In memoriam parentum.

W alejce wyobraźni
[Rzgowska 156]

Rodzicom

W alejce, którą duch mój kroczy,
drodze, co wszystkim jest za ciasna,
gdzie zeschłe liście tulą stopy
we mgle majaczy kontur miasta.

Idę, a kroków mych nie słychać.
Idę, a żaden liść nie chrzęści.
Idę, choć nigdzie mnie nie widać,
bo idę ścieżką, co w pamięci.

Kolejny raz, w Zaduszki, wkraczam
na ścieżkę, która tutaj wiedzie.
I raz kolejny tu powracam.
Czy zdążę wszystko opowiedzieć?

Czasu mam dużo. Zawsze zdążę.
Siedzę. Przede mną biegnie ścieżka,
a wyobraźnia, w każdej porze,
pozwala ścieżką się przemieszczać.

Może sumienie gryzie trochę,
że tylko duch mój ścieżką kroczy,
że pogubiłem do Was drogę.
Wzrok coś mętnieje, wilgną oczy.

Za rok, lub wcześniej, przyjdę znowu.
Zapalę znicz, położę kwiaty,
jeśli na ścieżkę, siedząc w domu,
wkroczę i pójdę nią. Czym warty?

Bydgoszcz, 30 października 2015 r.,

© Wojciech Majkowski

Milton Ha
Milton Ha